obywatel WuWu – strona domowa

Album rodzinny

Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...

Wołowiec i Kończysty Wierch, czyli Tatry prawie zimowo

Wołowiec

Kasia i WitekTatry

Co prawda u nas zimy jeszcze nie widać, ale w Tatrach szczyty już się bielą na nasze powitanie. Trudno nam się oprzeć takim zaproszeniom, więc gdy tylko czas i zasobność kieszeni pozwala, z uśmiechem na ustach ruszamy naprzeciw czekających nas tam przygód. Ach, jak tych naszych najwyższych gór nie kochać, nie tęsknić i nie wracać do nich...

KasiaTatryTatryKasia i WitekTatry

Tym razem na bogato, bo po drodze, rzutem na taśmę udaje nam się zarezerwować nocleg w Chochołowskiej, więc błądząc po mapie, nasz wzrok pada na Wołowiec (2063 m n.p.m.). To stosunkowo łatwy i bezpieczny szczyt do zdobycia w warunkach zimowych. Oczywiście mamy raki i czekany, ale ani przez moment nie okazują się wystarczająco potrzebne, by wyciągać je z plecaka. Śniegu nie ma dużo, nigdzie nie jest ślisko, jakichś bardziej stromych podejść brak, pogoda dopisuje. Czegóż więcej chcieć?

KasiaTatry
KasiaTatryTatryTatryKasia
WitekWitekKasia i Witek

Tym oto sposobem bez większych przeszkód i w dobrym czasie pierwszego dnia zdobywamy Wołowiec, na szczycie którego w ramach nagrody nielegalnie degustujemy jakiś alkohol. Widoki mamy bajeczne, ludzi praktycznie nie ma, co jeszcze raz utwierdza nas w przekonaniu, że Tatry najpiękniejsze są w białych szatach.

Warunki na szczycie były bardzo przyjemne, więc nie spieszyło nam się do schodzenia. Posililiśmy się jakąś kanapką, a Rózia upomniała się o pamiątkowe zdjęcia. A żeby sobie trochę urozmaicić wędrówkę, powrotny szlak do schroniska wytyczyliśmy przez Grzesia. Dobranoc.

TatryTatryTatry
TatryTatryKasiaTatryKasia i Witek

Trzydniowiański i Kończysty Wierch

TatryTatryTatry

Poranne śniadanie. Tatry świecą z okien w ostrym porannym słońcu. Widok niemal taki sam, jak dzień wcześniej, gdy dotarliśmy tutaj na pierwsze śniadanie w drodze na Wołowiec, ale macherzy od prognozy pogody twierdzą, że długo się niebieskim niebem nie będziemy cieszyć i rzeczywiście po wyjściu na szlak chmury bardzo szybko obejmują władanie nad całym nieboskłonem.

TatryKasiaWitekKasiaKasiaKasia i Witek
Kasia i Witek

Powietrze staje się gęste, widoczność drastycznie spada, co utrudnia nam orientację w terenie. Pod nogami biało, szlaku nie widać, momentami nie mam pewności, czy idziemy w dobrym kierunku. Na szczęście taktyka, żeby iść pod górę się sprawdza i szczyt okazuje się być na swoim miejscu. W ten sposób odnajdujemy Trzydniowiański Wierch i „odnajdujemy” jest tu odpowiednim słowem. Lewitujemy w mlecznej bieli i choćbyśmy nie wiem, jak wytężali wzrok, to niczego za tą bielą nie odnajdujemy. W końcu ruszamy dalej i rozrywając to wiszące w powietrzu mleko, pniemy się ku Kończystemu. Ścieżka jest wyraźna, więc brak widoczności nie jest problemem, idzie nam się całkiem przyjemnie, po drodze mijamy może jeszcze dwie pary i dość szybkim tempem lądujemy na Kończystym Wierchu. Pamiątkowe zdjęcie, odświętna wódeczka, niestety widoków żadnych. Na szczęście w drodze powrotnej, jakby specjalnie dla nas, na pożegnanie, jakieś małe okienka w chmurach pozwalają nam spojrzeć na nasze ulubione góry...

TatryTatry
TatryKasiaWitekTatryKasia
TatryTatryTatryTatry

Notice: Undefined index: STATrad in /home/kriton/domains/obywatel.libertas.pl/public_html/obywatel.php on line 115
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.