Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
No i mamy kolejne wakacje. Wiem, że krótkie, ale co tam. Natura jest, namiot jest, ognisko jest, piwo jest. Co z tego, że nie dwa tygodnie, na moje oko turysty-amatora wakacje jak w mordę strzelił!
Rysowanie kredą zawsze jest fajne, choć z tego co pamiętam, gdy byłem mały, mało kto miał do dyspozycji tyle kolorów. Fajnie jak ktoś miał białą, czasem zwędzoną ze szkoły, albo zaimprowizowaną z rozwalonej karton-gipsowej ścianki. Teraz jest na bogato, nawet tęczę można pierdyknąć na pół chodnika, choć w dzisiejszych czasach może to być ryzykowne. Kiedyś tęcza była po prostu tęczą, cudem natury, a w najgorszym przypadku symbolem nadziei. Dzisiaj to kolejne pole bitwy, a przecież nigdy nie wiadomo, kto przechodzi obok. A nuż, wezmą za geja? Z lewej zgwałcą, a z prawej pobiją i prześwięcą. Nie wiadomo co gorsze! Co za czasy.