Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Sto lat, sto lat, niech żyje Dusia nam! Ostatnio dopada mnie chyba jakaś demencja, bo wszystko zaczyna mi się mieszać. Na Dusię wołam „Maju”, a do Mai „Kasiu”! Dobrze, że jeszcze Jerem mi się nie myli, ale przychodzi czas na kolejną imprezę urodzinową i zauważam, że te też zaczynają mi się w głowie mieszać jak koktajl! Zmienia się menu, zmieniają pomysły, jak wygospodarować kawałek podłogi na tańce, czasem zabraknie przy stole kogoś, kogo chciałoby się przy nim zobaczyć, ale czas okazuje się niezmiernie skuteczną sokowirówką i nawet zdjęcia rozstrzygają czasem wątpliwości jedynie drobnymi szczegółami. Jedno pozostaje niezmienne, każda taka uroczystość, to świetna okazja, by razem trochę bardziej odświętnie i naprawdę miło czas spędzić.