Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Lato w pełni. Co łikend przyzywają nas do siebie jurajskie skały, ale przecież nie tylko one, a doba nie chce mieć więcej niż 24 godziny. Jak to wszystko pogodzić? Skąd wziąć więcej czasu w czasie? Żeby lepiej wykorzystać dzień, próbujemy upakować w nim więcej niż jedną przyjemność. Wstajemy wcześnie, jeszcze przed wschodem słońca, by móc się wdrapywać na te wapienne ostańcach jeszcze zanim przyjdzie tłum turystów, a z nieba poleje się żar. Przy okazji pozdrawiamy Adama, który dał się na te wygibasy namówić.
Gdy zbliża się południe uznajemy, że nasze ciała dość się wycierpiały i zasłużyły na odpoczynek. Gdzie zaś lepiej odpoczną, niż nad czystą wodą? Jedziemy więc ochłodzić się nad jezioro, gdzie siedzimy aż do wieczora. Stąd udajemy się prosto na urodzinowy koncert Mai do Studzienic. Uff... co za pęd! Wszystkiego najlepszego Córeczko!