Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Pod wieloma względami rok 2018 był wyjątkowy i będziemy go bardzo dobrze wspominać. Pomimo różnych przeciwności losu udało nam się go bardzo miło spędzić. A jaki będzie rok 2019? Oby jeszcze lepszy! Wszystkiego dobrego w nowym roku!
W końcu przyszła zima i przemalowała nam miasto na biało, co jest na pewno miłą odmianą po późnojesiennym szaroburym. Śniegu napadało tyle, że nawet bałwana da się ulepić, co oczywiście robimy pod balkonem babci.
Na Jurze śniegu napadało nawet więcej niż u nas. W dodatku kolega Piotr wyjechał, zostawiając nas na froncie samych, a przecież nie odśnieżymy całych Rzędkowic we dwoje! Wzięliśmy więc ze sobą pomocników z nadzieją, że na nasz widok śnieg sam spadnie ze skały. Nie spadł. Pierwszy raz w naszej historii na rozpoczęcie sezonu nie udało nam się zrobić żadnej drogi. Odśnieżyliśmy jedną trochę ponad pierwszy ring i musieliśmy skapitulować. Honor próbowała ratować Rózia, i to żywcując, ale i ona musiała uznać wyższość Pani Zimy.