Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Przygoda! Jedziemy na Festiwal Teatrów Ulicznych do Krakowa. Jakoś mam wrażenie, że co roku poziom artystyczny występów jest coraz niższy, ale z drugiej strony, zawsze coś ciekawego się w programie trafi, a przede wszystkim jest to jednak pretekst, żeby Kraków odwiedzić i trochę od codzienności się oderwać. Ruszamy już w czwartek rano, a przed pierwszymi spektaklami zaliczamy rozgrzewkę na tynieckich skałkach. Jerem padł!
Kontakt z festiwalem rozpoczynamy od przedstawienia „Przeciąganie liny”, w którym bohater jeździ na 3-metrowym monocyklu. Nie bardzo wiem po co, ale trzeba przyznać, że facet musi mieć niezłe poczucie równowagi, żeby z tego ustrojstwa nie zlecieć. Zachwyca nas natomiast para akrobatów występujących pod nazwą Duo Looky. Bijemy im brawa na stojąco, a nawet zgłaszamy się po autografy.
Relacja z festiwalu jak zwykle w Libertasie:
XXXI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Krakowie – ULICA31
W przerwach między spektaklami oczywiście obżeramy się lodami i robimy różne głupoty. Krakowski Rynek opuszczamy dopiero pod osłoną nocy i udajemy się do Magdy, która ofiarowuje nam pod swoim dachem miejsca w prawdziwych łóżkach. Dziękujemy serdecznie i pozdrawiamy!
W piątek poza „Masażystą” nie trafiliśmy na żadne interesujące przedstawienie. Atrakcyjność dnia podnosiliśmy spacerami po Krakowie i indyjskim jedzeniem, a wszelki niedosyt topiliśmy w piwie u Jożina. Jerem i Kasia padli, ale powstali i potem bardzo miły wieczór spędziliśmy w towarzystwie Magdy oraz jej futrzaków i instrumentów. Chwilowo córka Magdy prowadzi hotel dla zwierząt, więc dodatkowym domownikiem jest Milka – jak sama nazwa wskazuje – bardzo słodki łaciaty psiak.
Sobotę rozpoczęliśmy od wizyty na ściance wspinaczkowej. Najbardziej trafna definicja podaje, że jest to miejsce, w którym trzeba wspinać się na trzeźwo. Nie wiem, co tu robimy, ale robimy całkiem długo.
Po południu dołączyła do nas Patrycja, którą zabraliśmy do Starej zagrody. Jak co roku, można się tu pobawić w stylu bardzo retro. Jeremiemu najbardziej spodobało się pranie damskiej bielizny, a dziewczynom sporty walki. Grzmociły się poduszkami, aż pierze rozwiewało się po całym rynku. Dziewczęta walczące w pościeli – ależ to był piękny i podniecający widok!
Żaden z zespołów występujących w sobotę nas nie zachwycił. Wyjątkiem była może grupa Zatrzymać Obrotówkę, która wcześniej prezentowała „Nowe szaty cesarza”. Tym razem wystąpili w „Baśni dagestańskiej”, która podobała nam się jeszcze bardziej. Ciekawa opowieść i choreografia, a do tego młodzi i bardzo zaangażowani aktorzy, dla których występy były czystą przyjemnością. Poza tym od pierwszego wejrzenia zakochaliśmy się w odtwórczyni głównej roli! Niestety ta piękna księżniczka patrzyła tylko na pastucha, który starał się o jej względy i za którego ostatecznie wyszła, więc musieliśmy się obejść smakiem.
Ostatnie przedstawienie przyjechało do nas z Rosji i było dość luźno inspirowane książką pod tytułem „Piana dni”. Mieliśmy co do niego bardzo mieszane uczucia, ale z drugiej strony, jeśli chodzi o formę i wykonanie, to trzeba przyznać, że autorzy mieli fantazję i rozmach. Najwięcej radości sprawiły nam efekty specjalne „uwolnione” po przedstawieniu. Piana, która szczelnie wypełniała całkiem spory sześcian została wylana, co dostarczyło nieprawdopodobnej frajdy i rozrywki wszystkim dzieciom w każdym wieku!
W niedzielę udało nam się namówić Magdę, żeby do nas choćby na chwilę dołączyła. Jak widać, ją również wciągnęło starodawne pranie ręczne. Czy może być coś seksowniejszego niż robiąca pranie piękna kobieta? Patrząc na ten obrazek, stwierdzam, że pralki automatyczne w domach z betonu ogromnie zubożyły życie seksualne mieszczan.
Oparty na narodowej kirgiskiej baśni „Chleb i pies” był dla nas ostatnim punktem festiwalu. Jeremi padł po raz trzeci! Zmęczenie wyraźnie dawało mu się we znaki i, jak widać, w pewnym momencie postanowił zejść do pozycji horyzontalnej. Kraków opuszczaliśmy późną nocą. Pomimo rozczarowania festiwalowymi spektaklami wracaliśmy jednak w bardzo dobrych humorach, bo łikend spędziliśmy bardzo przyjemnie w bardzo miłym towarzystwie! Do zobaczenia za rok.