obywatel WuWu – strona domowa

Album rodzinny

Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...

Majówka na Słowacji 2018

Stary Smokowiec – Chata Zamkowskiego

Jerem, Kasia i WitekWitek i JeremJerem

Majówka to zawsze pretekst do dłuższego wyjazdu, ale jak zaplanować ją w optymalny sposób? Z wielu koncepcji w dyskusji powoli wyłania się najbardziej obiecująca wizja. Słowacja. Nieodległa, piękna kraina, której mieszkańcy nie odkryli długiego majowego łikendu. Teraz trzeba tylko tak wszystko dopiąć, żeby za jak najmniejsze pieniądze kupić sobie jak najwięcej dobrych wrażeń.

Jerem, Kasia i WitekPatrycja i JeremJerem, Kasia i WitekJeremPatrycja, Jerem i Witek

Żeby w pełni każdy dzień wykorzystać, wyruszamy w nocy i już o siódmej jesteśmy w Starym Smokowcu, gdzie rozpoczynamy naszą pierwszą, rozgrzewkową wycieczkę. Jak mówi stare chińskie przysłowie, ktoś musi pracować, żeby odpoczywać mógł ktoś inny. W tym wypadku arbajtują nasi bracia Słowacy, więc nie dość, że możemy odpoczywać, to jeszcze pomimo pięknej pogody szlak jest praktycznie pusty! Wszelkie, zupełnie niezanieczyszczone ludźmi, okoliczności przyrody czekają właśnie na nas! Cała nasza majówkowa ekipa w składzie: Kasia, Patrycja, Jerem i ja uśmiechnięta i zadowolona dociera do celu, czyli Chaty Zamkowskiego.

Kasia i WitekKasia, Jerem i Patrycja

Spiska Kapituła, Zamek Spiski i Lewocza

Witek

Po bardzo udanej inauguracyjnej wycieczce w Tatry ruszyliśmy w dalszą podróż do Raju, Słowackiego Raju oczywiście. A że nie wyobrażam sobie Raju bez dobrego napitku, więc po drodze zaopatrzyliśmy się w odpowiednią ilość słowackiego piwa. Jeszcze zanim zapadła noc, wprowadziliśmy się do domku, który będzie nam w najbliższych dniach służył jako baza wypadowa. Może jest ciasny, ale nam się bardzo podoba. Rano robimy kanapki w ilościach hurtowych i ruszamy na kolejną wycieczkę. W tym miejscu podziękowania należą się Kasi, która przygotowała bogatą dokumentację na temat okolicznych miasteczek i zamków, które warto by było zobaczyć. Korzystając z jej genialnych mapek i innych pomocy naukowych ruszamy do Spiskiej Kapituły, która wraz z zamkiem Spiskim znajduje się na Liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Od XIII wieku mieści się tutaj siedziba opactwa i kapituły, a od XVIII siedziba biskupstwa spiskiego. Z uwagi na swoje znaczenie religijne miejsce nazywane jest czasem „słowackim Watykanem”, co nie znaczy, że należy się tutaj spodziewać zabudowań porównywalnych z tymi, które znajdziemy w Stolicy Piotrowej. Mimo wszystko warto rzucić okiem na XIII-wieczną, późnoromańską katedrę św. Marcina. Późniejsze przebudowy nadały kościołowi bardziej gotycki charakter, ale wciąż podziwiać możemy choćby romańskie portale, romański charakter zachowały również górujące nad okolicą wieże.

Spiska Kapituła (Słowacja)Spiska Kapituła (Słowacja)
Zamek Spiski (Słowacja)Kasia, Jerem i PatrycjaZamek Spiski (Słowacja)JeremKasia
Jerem

O rzut (z pomocą jakiejś katapulty) dość ciężkim beretem mamy do zwiedzenia pochodzący z przełomu XI i XII wieku Zamek Spiski – jeden z największych takich kompleksów w Europie Środkowej. Zamek owszem, powierzchnię zajmuje imponującą, ale wiele z niego nie zostało. Wszystko zapewne przez ekologów i limity emisji dwutlenku węgla. Ogrzanie tej kupy kamieni musiało kosztować majątek, więc już na początku XVIII wieku właściciele pouciekali do mniejszych i bardziej komfortowych zameczków, przy okazji wywożąc wiele elementów zamku. Został tylko garnizon żołnierzy, którzy w zimie 1780 roku marzli tak straszliwie, że pewnie podczas libacji alkoholowej rozpalili o jedno ognisko za dużo i puścili zamek z dymem. Zaryzykowałbym twierdzenie, że spalili go umyślnie, bo nie chciało im się go dłużej pilnować.

Wstrząsnęła nami ta historia, zwłaszcza Jeremem, który najpierw w ramach protestu przykuł się do mebli, a potem uderzył głową o armatę. Coś mu się od tego klepki poprzestawiały, bo zaczął wszędzie widzieć trójkąty. Wróżka mówi, że albo zostanie wybitnym matematykiem, albo bigamistą. Czas pokaże, a na razie jedziemy zwiedzić Lewoczę – kolejną starą (pierwsza pisemna wzmianka pochodzi z połowy XIII wieku) i bardzo urokliwą miejscowość, która wkręciła się, a jakże, na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Poprawność polityczna wymaga, żeby Słowacy też coś swojego w tym zestawieniu mieli, ale oczywiście nasz Kraków czy Toruń ładniejszy!

Kasia i PatrycjaJeremJeremi, Witek i Patrycja
Kasia, Jerem i PatrycjaLewocza (Słowacja)Kasia, Jerem i PatrycjaKasia i Patrycja

Słowacki Raj

Kasia, Jerem i PatrycjaSłowacki RajSłowacki Raj

Były Tatry, były zamki, czas na Raj. To tutaj zaplanowaliśmy sobie większość naszego czasu. Dzisiaj przyjemny, acz bardzo urozmaicony różnymi atrakcjami spacerek Przełomem Hornadu do Klasztoryska. Szlak wydał nam się ciekawą atrakcją dla Jerema, bo choć góry dość niskie (Klasztorysko leży na wysokości około 774 m n.p.m., to szlak wiedzie w dużej części bardzo ciekawym wąwozem. Na trasie nie brakuje różnych drabinek, łańcuchów, mostków, czy półek umożliwiających przejście nad rwącą rzeką. Wrażenia gwarantowane.

Patrycja, Jerem i WitekSłowacki RajJeremLidzia i MichałWitek i Jerem

Podczas wycieczki towarzyszą nam Lidzia i Michał, którzy postanowili na dwie noce do nas dołączyć. Rano trochę kropi i na początku wydaje się, że błoto może nam skutecznie dzień zepsuć, ale po kilkunastu minutach marszu stan nieba i ziemi wyraźnie się poprawia, deszcz zanika, a słoneczko coraz śmielej do nas mruga i po twarzach głaszcze.

Kasia, Jerem i PatrycjaKasia i Patrycja
Kasia, Jerem i PatrycjaKasia, Jerem i PatrycjaPatrycja i Jerem

W Klasztorysku od wieków stacjonują mnisi. Uczą co prawda: ora et labora, ale tak naprawdę głównie piją legendarne słowackie piwo, które jak wiadomo, zaspokaja pragnienie zarówno duszy, jak i ciała. Podobno jak się ma we krwi za mało procentów, to Bóg zmienia delikwenta w drzewo. Jak widać na zdjęciu, kilku mnichów zapuściło już tutaj korzenie!

Ale zaraz, zaraz, Kasia, Patrycja i Jerem też niepokojąco często się w jakichś dziwnych pozycjach zatrzymują, czyżby i na nich zaczynała działać magia tego wzgórza? Na szczęście zupełnie przypadkiem mamy przy sobie trochę Złotego Bażanta, więc profilaktycznie zażywamy leki, dzięki czemu poza niewytłumaczalnymi zdjęciami nić dziwnego nas nie spotyka.

KasiaKasia, Jerem i PatrycjaJeremMichał i Lidzia

Szczyrbskie Jezioro – Skrajne Solisko (2117 m n.p.m.)

Tatry (Słowacja)Tatry (Słowacja)

Spacer do Chaty Zamkowskiego spodobał się Jeremowi bardziej, niż się spodziewaliśmy. Wbrew naszym przewidywaniom ciągnie go w Tatry bardziej niż do Słowackiego Raju, co oczywiście zupełnie nas nie martwi. We wtorek postanawiamy więc zaatakować jakiś dwutysięcznik. Rano jedziemy do Szczyrbskiego Jeziora, zostawiamy samochody i ruszamy na szlak. Pogodę mamy wymarzoną!

Początkowo idziemy razem, ale rodzice Kasi wracają już dzisiaj do domu, więc nie chcą schodzić za późno, nas z kolei nic nie goni, więc idziemy spokojnym tempem, zatrzymując się często na zdjęcia i podziwiając widoki. Niestety gdzieś w połowie drogi do schroniska pod Soliskiem Jerem znowu zobaczył trójkąt i wyrżnął jak długi, wybijając sobie przy okazji palec. To jego nowe hobby zaczyna być niebezpieczne! Boli go mocno, ale jest dzielny, postanawiamy więc iść do schroniska, a najwyżej stamtąd zjechać kolejką. Szlak robi się coraz bardziej stromy, pojawia się też śnieg, ale dla Jerema to nie przeszkody, tylko wręcz dodatkowa atrakcja. Gdy więc doszliśmy do schroniska, ku mojemu zaskoczeniu Jerem mówi, że on nie chce na dół, tylko na szczyt!

Jerem i WitekKasia i Lidzia
Kasia i PatrycjaTatry (Słowacja)Kasia, Jerem i PatrycjaJeremi i KasiaJeremi i Kasia
Witek i JeremWitekTatry (Słowacja)

Idzie tak szybko, że dochodzimy na szczyt w mniej niż pół godziny, a tak po prawdzie, to ledwie dotrzymuję mu kroku! No ale jesteśmy. Oto pierwszy dwutysięcznik, na którym Jerem postawił swoją nogę! Gratulujemy!

JeremJeremi i KasiaWitekJerem, Kasia i Witek

Kieżmark i Zamek Lubowelski

Jerem

Dzisiaj znowu dzień na zwiedzanie. Przemierzając piękną Słowacką ziemię, docieramy do Kieżmarku, kolejnego w gruncie rzeczy niewielkiego miasteczka z całkiem długą historią. Kieżmark powstał w XIII wieku z połączenia trzech starszych osad i był w swoim czasie najbogatszym obok Koszyc miastem na terenie dzisiejszej Słowacji. Miał też w swojej historii wątek polski, bowiem na początku XVI wieku otrzymał go od króla węgierskiego w prezencie Hieronim Łaski – dyplomata z bardzo znanego polskiego rodu. Czasy świetności miasto ma dawno za sobą, ale kilka cennych zabytków się ostało, między innymi wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO drewniany kościół św. Trójcy z 1717 – niestety w środku trwa jakiś koncert, więc świątynię oglądamy tylko z zewnątrz.

PatrycjaJeremi, Witek i PatrycjaPatrycja i JeremJeremi i KasiaKieżmark (Słowacja)

Drugą połowę dnia rezerwujemy sobie na zamek Lubowelski. I wiecie co, nasi też już tu byli! W roku 1412 Władysław Jagiełło pożyczył Zygmuntowi Luksemburskiemu 37 000 kop groszy praskich, które ponoć dwa lata wcześniej zarobił na jakichś Krzyżakach. Przy tej inflacji i spreadach to już nikt dzisiaj nie jest w stanie policzyć, ile to właściwie było warte, ale w zastaw Zygmunt dał naszemu królowi ten oto zamek wraz z drewnianymi szachami, stojącymi przy wejściu. Rozgrywamy na nich oczywiście zaciętą partię.

Kasia, Jerem i PatrycjaJerem, Kasia i WitekJerem
Jerem, Kasia i WitekZamek Lubowelski (Słowacja)Zamek Lubowelski (Słowacja)Witek i JeremWitek

Koprowy Wierch (2363 m n.p.m.)

Tatry (Słowacja)Patrycja

Przyjechaliśmy do Słowackiego Raju, ale jednak jakoś bardziej ciągnie nas w Tatry. Nie po to zresztą robiliśmy plany, żeby nas one teraz jakoś ograniczały, trzeba być elastycznym. Najwyraźniej wejście na Skrajne Solisko uskrzydliło Jeremiego i rozbudziło apetyt na więcej, szkoda by było zmarnować taką okazję, kiedy młodzian sam się do gór pali. Nasz wybór pada na Koprowy Wierch. Wszyscy pchają się na te Rysy, ale my będziemy sprytniejsi. Z Koprowego też są piękne widoki, a szlak bym powiedział, że nawet ciekawszy! W drogę!

Ruszamy ze Szczyrbskiego Jeziora, pogoda znowu nam dopisała, humory też. Śmiejemy się, robimy zdjęcia, opowiadam Jeremiemu o Tatrach, niebezpiecznie ocierając się o granice mojej wiedzy. Jerem ciągle powtarza, żebym coś jeszcze opowiedział, a mnie już się kończą tematy! Gdy doszliśmy do Popradzkiego Stawu, zorientowałem się, że chyba jednak trochę za bardzo spacerowo podeszliśmy do wycieczki i w tym tempie dojdziemy na szczyt dopiero w święta. Chowam aparat i wrzucam piąty bieg. Pomimo że robi się stromiej, idziemy wyraźnie szybciej, a dookoła robi się coraz surowiej i piękniej.

Tatry (Słowacja)Jeremi i KasiaTatry (Słowacja)
Kasia i PatrycjaWitek i Jerem

Dochodzimy do Wielkiego Hińczowego Stawu, od tej strony Mięguszowieckie Szczyty wyglądają na jakieś takie mniejsze (za nimi chowa się nasze Morskie Oko). Robi się jeszcze stromiej, ale mimo wszystko dość sprawnie trawersem wdrapujemy się na Wyżnią Koprową Przełęcz.

Jerem i Witek

Zawaliliśmy. Nasze anielice zostały trochę w tyle, a my nie umówiliśmy się co dalej. Jerem wyraża chęć, żeby zaatakować szczyt, ale czas nagli, a my nie wiemy, czy dziewczęta będą chciały iść wyżej. Postanawiamy nie czekać, jeśli Kasia z Patrycją się zdecydują, to poczekamy na nie na szczycie, a jeśli nie, to im szybciej ruszymy, tym krócej będą na nas czekały. Podkręcamy tempo jeszcze bardziej i choć dość głęboki śnieg momentami nas spowalnia, to tempo mamy więcej niż zadowalające. Na przedwierzchołku spotykamy jakichś marudzących mężczyzn w sile wieku, że niby stromo i w ogóle śnieg jest zbyt biały. Ciekawe co sobie myślą na widok Jerema skaczącego po kamieniach jak kozica.

Jerem
Tatry (Słowacja)JeremJerem

Na szczyt wdrapujemy się sprawniej, niż mógłbym przypuszczać. Dawno mi się tak dobrze nie szło, a Jerem zalicza sobie nowy rekord wysokości – 2363 m n.p.m. – gratuluję! Chciałoby się posiedzieć tu dłużej, żeby nasycić się tą piękną panoramą, ale czas ucieka. Robimy pamiątkowe zdjęcia i ruszamy w dół.

Zmarznięte dziewczęta czekają na przełęczy. Wyśrubowane tempo tak nas grzało, że w zupełności wystarczały nam koszulki z krótkim rękawkiem, tymczasem one opatuliły się we wszystko, co miały, łącznie z folią NRC, a i tak twierdzą, że zamarzają. Wznosimy szybki toast tutejszym piwem, zagryzamy je jakimiś kanapkami i ruszamy w dół, wszak trzeba teraz jeszcze bezpiecznie zejść.

Tatry (Słowacja)
Tatry (Słowacja)Tatry (Słowacja)PatrycjaJeremTatry (Słowacja)

Aquapark i pianki nad zniczem

Patrycja

Po takiej solidnej wędrówce należy nam się uczciwy odpoczynek! Fundujemy sobie relaks w Tatralandii, gdzie przez cały dzień bujamy się po różnych basenach i zjeżdżalniach. Niektóre są naprawdę ekstremalne, jedna jest praktycznie pionowa! Zastanawiam się, czy to jest bezpieczne, ale nie jakoś bardzo długo. Ostatecznie na jednym zjeździe się nie kończy. Wieczorem znowu pada, więc po raz kolejny z ogniska nici. Piwkujemy w naszym domku, ale pojawia się problem. Dziewczyny czują nieodpartą potrzebę pieczenia pianek nad ogniem, a ogniska brak. Nie takie jednak problemy się rozwiązywało. Okazuje się, że nad zniczem też da się pianki piec, po prostu trwa to ciut dłużej.

Biała Woda Kieżmarska – Zielony Staw Kieżmarski (1551 m n.p.m.)

Witek, Jerem, Kasia i Patrycja

Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Na pożegnanie jeszcze raz udajemy się w Tatry, ale już na znacznie lżejszy spacer, w końcu potem czeka nas jeszcze droga do domu, a moje kolano mocno już odczuwa wejścia i zejścia z ostatnich dni. Bez pośpiechu ruszamy z Białej Wody Kieżmarskiej, mamy czas, dzisiaj do pokonania mamy zaledwie niecałe 700 metrów przewyższenia. No właśnie, co to w ogóle ma być, to nawet nie jest dwutysięcznik, ba, to nawet nie jest szczyt. Jeremi ewidentnie nie jest dzisiaj w sosie, tylko nie wiem, czy dlatego, że już dzisiaj wracamy do domu, czy dlatego, że trasa jest zbyt prosta.

Jeremi i KasiaTatry (Słowacja)WitekTatry (Słowacja)Swoje śmieci bierzcie do domu

Każdego dnia Tatry witały nas z szeroko otwartymi ramionami i ani razu nie spadła tam na nas nawet kropelka deszczu. Dzisiaj momentami jest trochę bardziej pochmurno, ale żadna burza nas nie łapie. Planowo dochodzimy do celu, robimy sobie na miejscu drugie śniadanie i podziwiamy widoki. Rzeczywiście trzeba przyznać, że jest to bardzo urokliwe miejsce. Chciałoby się zostać na noc w schronisku, a rano ruszyć gdzieś dalej, ale niestety, teraz czekają nas już tylko powroty.

Witek, Jerem, Kasia i Patrycja
Witek i Kasia

Ze smutkiem wsiadamy do samochodu, po drodze kupując pamiątki w jakimś sklepie spożywczym. Niedługo później zaczyna padać deszcz, Słowacja i Tatry żegnają nas więc z płaczem. My ich również! Do szybkiego zobaczenia!


Notice: Undefined index: STATrad in /home/kriton/domains/obywatel.libertas.pl/public_html/obywatel.php on line 115
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.