Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Świat jest jednak mały. Globalna wioska. Dziewczęta przechodzą sobie jak gdyby nigdy nic przez plac zabaw, patrzą, a tam Jerem. U mnie na łóżku siedzi w tym samym czasie Maja. Maja jest bardzo kapryśną modelką i gdzieś tak od późnego średniowiecza nie pozwala mi się fotografować. W ostatnim czasie zaobserwowałem, że jednak nie podchodzi do tego zakazu aż tak ortodoksyjnie i coraz częściej udaje mi się jakieś pamiątkowe zdjęcie zrobić.
W sobotę Jerem gra w Żorach mecz koszykówki. Jedziemy z Dusią mu kibicować. Przecież całkiem niedawno jeździłem tak na mecze Mai! Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie, że trudno nadążyć. Nic dziwnego, że coraz częściej zdarza mi się mylić imiona własnych dzieci.
A w niedzielę jedziemy na skały do Mirowa. Jak na końcówkę maja, to powiedziałbym, że jest dość chłodno, ale nie pada i warunki do wspinania są bardzo dobre, grzechem byłoby więc gnić w mieście. Jedziemy w naszym sprawdzonym i bardzo rozrywkowym składzie.
Problem tylko w tym, że jesteśmy zupełnie niepoważni. Zamiast robić cyfrę, jak wszyscy normalni wspinacze, my robimy wiochę. Niby się wspinamy, ale zamiast latać i przeklinać, jakoś wolimy się śmiać i przytulać. Podobno dla zdrowia psychicznego powinniśmy się przytulać przynajmniej dziewięć razy dziennie. Szybko odkrywamy, że jest zabawniej, gdy do przytulania wykorzystamy linę wspinaczkową, uniemożliwiającą przerwanie tego zabiegu w dowolnym momencie i tym samy wywołującą kolejne salwy niekontrolowanego śmiechu!
To był naprawdę bardzo udany dzień na skałach. Nie pamiętam, czy zrobiliśmy jakąś ciekawą drogę, ale na pewno wróciliśmy wypoczęci i zrelaksowani!
Tradycyjnie z okazji połączonych Dni Ojca i Matki w przedszkolu organizowane są występy artystyczne dzieci. Dusia oczywiście bardzo te występy przeżywa, ale podchodzi do całego tego zamieszania już jakby odważniej niż rok temu. Gratuluję udanego występu!
Przez dziwny zbieg okoliczności moje urodziny co roku wypadają dokładnie w Dzień Matki. Niemożliwe, a jednak prawdziwe! Przyjęło się więc, że z tej okazji świętujemy z mamą razem. Było bardzo... wesoło;).
Bardzo udany maj kończymy łikednem na skałach. Niestety notatki z tego okresu zaginęły, a wskutek nadużywania napojów wyskokowych kompletnie nic z niego nie pamiętam. Nie wiem, gdzie spaliśmy, z kim spaliśmy, co robiliśmy, co udało nam się osiągnąć, a co zakończyło się sromotną porażką. Jednego jednak jestem pewien, czas na pewno spędziliśmy tak miło i przyjemnie, jak tylko się dało! Howgh!