Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Przygotowania do świąt zaczynamy chyba od zawsze już na początku grudnia pieczeniem kruchych ciasteczek. Leżą one potem schowane, tak by miały szansę doczekać odpowiedniego dla siebie czasu. I niby to tylko przygotowania, a jednak od razu robi się weselej i świąteczniej.
W kolejny łikend spotykamy się przy lepieniu pierogów. Ja pozostaję oczywiście wierny tradycji i lepię pierogi własnymi rękami, za to Maja, wydaje się być już dzieckiem XXI wieku, bo do klejenia zaprzęga swoją przenośną i sprytną technologię smart.
Skoro święta, to prezenty, a jeśli prezenty, to musi być i choinka, bo przecież gdzieś je trzeba zostawić! Na wysokości zadania staje jak zwykle Kasia i przynosi nie tylko choinkę, ale nawet oświetlenie! Można powiedzieć, że są to najbogatsze święta, jakie pamiętam, bo jeszcze nigdy prezenty nie zajmowały więcej miejsca niż świąteczne drzewko!
Tradycyjna wieczerza wigilijna u babci Krysi od wielu lat wygląda niemal identycznie. I właściwie tak powinno być. Na początku barszcz z uszkami, potem grzybowa, ryby, ziemniaki, surówka, pierogi z kapustą i grzybami, groch z kapustą... I co roku ten sam problem – jak to wszystko zmieścić?!
Dobra Księga wyraźnie mówi: „pamiętaj, abyś w dzień święty na spacery chadzał”. Taką też kultywujemy tradycję, że w święta zawsze gdzieś się przejdziemy, choćby po to, by żołądek odpoczął od jedzenia, bo wiadomo, że przy babci trudno, o choćby chwilę przerwy.
Święta to nie tylko obżarstwo i prezenty. Święta to również odpoczynek od codziennej bieganiny, a więc czas, by w końcu się z kimś spotkać i napić np. Soplicy. W poniedziałek na wódeczkę wpada Magda. Pozdrawiamy serdecznie.
W nasze świąteczne tradycje od samego początku wspólnego wspinania wpisane jest również zakończenie jurajskiego sezonu. Niezależnie od pogody, zawsze możemy liczyć również na towarzystwo Piotrka.
Gość w dom, Bóg w kuchni. W grudniu odwiedza mnie jeszcze Olga wraz ze swoją przyjaciółką Anetką, zwaną babcią. Jak się okazało babcią nie z racji wieku, ale bardzo ciepłego usposobienia, które sprawia, że właściwie nie da się jej nie polubić. Już po godzinie znajomości wszyscy czuliśmy się jak banda starych przyjaciół. No może starych to nie jest właściwe słowo... Pozdrowienia i całusy dla wszystkich życzliwych ludzi i oczywiście szczęśliwego nowego roku 2018.