Buenos dias mis amigos!
Nie da się opisać tego uczucia, kiedy wstajesz rano ze świadomością, że dzisiaj nie idziesz do pracy, wychodzisz z pokoju i co widzisz? Słoneczko świeci, wszędzie piasek, a Ty masz basen i piwo w odległości 10 metrów od łóżka... Tak, to są wakacje!
Poprzedniego dnia pokonaliśmy 325 km (267 w linii prostej), docierając z Limy do Ica, głównego miasta departamentu o tej samej nazwie założonego w 1563 roku przez Jerónimo de Cabrera. Ica położone na wysokości 406 metrów nad poziomem morza liczy sobie prawie 300 tys. mieszkańców i jest w Peru głównym ośrodkiem produkującym wino i pisco. Chyba się tu przeprowadzę na emeryturę.
Plan dnia nie był zbyt skomplikowany, rano wizyta w kafejce internetowej celem poinformowania rodziny, że jeszcze żyję i poparcie tej tezy dowodami w postaci aktualnych zdjęć. Następnie sączenie piwa w hotelowym basenie, czasem kąpiel, żeby rozruszać stawy, czasem rozmowa z jakąś niewiastą, ale generalnie tumiwisizm i wszystkowdupizm stosowany. Rekonesans w centrum:
A wieczorem w hotelu impreza z grillem, ta przyjemność kosztuje 20s, w cenie jest jedzenie i drinki do oporu przez 1.5h. Jakaś turystka robi spontaniczny pokaz tańca z pochodniami, kończymy wieczór piwem w barze i rozmową z sympatyczną holenderką.
Rano jedziemy dalej, kierunek Nazca, do przejechania mamy kolejne 135 km. Po drodze podziwiamy pustynie, gdzieniegdzie przebija się kawałek zieleni, w tle majestatyczne Andy...
Dojeżdżamy do Nazca. Witają nas pierwsze niezbyt okazałe zabudowania i oczywiście pani sprzedająca jakieś owoce przez szybę autobusu. Ciąg dalszy nastąpi...
Komentarze do zdjęć: