obywatel WuWu – strona domowa

Voy hasta el fin del mundo,czyli co znalazłem na drugim końcu świata.

Subiektywna kronika z podróży do Peru, Boliwii i Chile

Salcantay Trek – zapach Machu Picchu

Kaktusy w MollepataKto się boi Robaka

Peru. Cusco. Wstajemy o 4 rano, szybko się zbieramy i schodzimy. Taksówkę podjeżdża o 4:30 i zawozi nas na... Plaza de Armas oczywiście. Tutaj czeka na nas Lenin. Nie, nie zmartwychwstał, Lenin to imię naszego przewodnika. Wsiadamy do busa i czekamy. Czekamy. Czekamy... Na Niemki, które się spóźniają gdzieś godzinę. Podobno taksówkarz nie potrafił znaleźć ich hotelu. Jedziemy do Mollepata, gdzie jemy śniadanie.

WitekMollepataZdjęcie grupowe na dobry początekW drodze na przełęcz SalcantayDrzewo po drodze na Salcantay
Krowy też idą na SalcantayW drodze na przełęcz SalcantayLenin i nasze niemieckie towarzyszki

Po śniadaniu pniemy się dalej w górę dość wąską drogą. W jednym miejscu drogę tarasuje samochód, musimy poczekać jakieś pół godziny, zanim pojedziemy dalej, bo oczywiście nikomu się nie spieszy. To się nazywa Ameryka. W końcu wysiadamy, plecaki, namioty i kuchnia polowa lądują na koniach, zaczynamy trekking. Pogoda bajeczna, droga prawie płaska, zapowiada się niedzielny spacerek w przepięknych okolicznościach przyrody.

WodospadDonde esta GrunwaldW drodze na Salcantay PassCoś być musi, coś być musi, do cholery, za zakrętem...W drodze na Salcantay Pass
Przerwa obiadowaStołówka

Około pierwszej zatrzymaliśmy się na obiad. Jedzenie było pyszne. Cóż za przyjemna odmiana po wizycie na Titicaca! Niestety pogoda nagle się zepsuła (jest jednak końcówka pory deszczowej) i nie było już tak przyjemnie. Deszcz nie padał długo, za to wystarczająco intensywnie, żeby przemokły mi spodnie i woda po nogach spłynęła do butów.

Po drodze jeszcze spotyka nas jakaś dziwna sytuacja z ludźmi, którzy nie chcieli nas wpuścić na teren rzekomego parku. Nie wiem, kto miał rację, Lenin czy oni. Na szczęście, po dłuższej dyskusji udało nam się przejść, ale było już coraz gorzej, idziemy bez przerwy coraz wyżej, powietrze jest coraz rzadsze (teraz już wiem, co to znaczy chorować na astmę), a co gorsza robi się coraz stromiej! Ostatni kawałek idziemy już po ciemku. Lenin ma przy sobie GPS, który w obozie pokazuje 4475 m n.p.m. Myślałem, że wypluje płuca! Rozbiliśmy namiot, zjadłem coś, wykręciłem skarpetki i nie czekając na kolację, wróciłem do namiotu. Przy okazji odkryłem najlepsze lekarstwo na stres! Zmęczenie fizyczne po prostu cudownie odpręża! Nie miałem siły już o niczym myśleć. Doszedłem na mój drugi koniec świata, już czuję zapach Inków, czas spać!

Pojeździłoby się na nartachW drodze na Salcantay Pass
* * * * *

Rano obudziłem się w cudownym humorze! Pomimo moich obaw (śpiwór miałem lekki i cienki, nie to, co moi koledzy) nie zmarzłem, mało tego nic mnie nie bolało, skarpetki miałem suche, a buty prawie! Po wyjściu z namiotu czekał na mnie piękny widok, a na naszej przenośnej stołówce pyszne ciepłe śniadanie! Czego można chcieć więcej? Co prawda dalej nie miałem czym oddychać, ale dzisiaj w górę mieliśmy tylko niecałe 400 metrów, a potem już tylko w dół, czyli teoretycznie najgorsze za nami. Teoretycznie.

W drodze na Salcantay PassPobudka
ModlitwaModlitwaJeszcze trochę wyżejMoja apacheta4800
Nasza grupa uderzeniowaCordillera Vilcabamba

Po chwili docieramy na Przełęcz Salcantay, jesteśmy na wysokości 4800 metrów. Składamy w ofierze Pachamamie liście koki oraz wino, a nasz kucharz osobiście odmawia modlitwę, albo recytuje jakiś przepis kucharski w keczua, przecież i tak nie rozumiemy, co mówi. Niezależnie od tego panuje bardzo podniosła atmosfera.

Cordillera VilcabambaKładkaChatkaRobak i Szczepan
Prowadzi nas LeninPrawie w Collpapampa

Góry na tej wysokości wyglądają zupełnie inaczej, są takie surowe i piękne. Cały dzień schodzimy, więc po południu zaczyna mnie boleć kolano, biorę tabletki przepisane przez ortopedę, najpierw słabsze, potem silniejsze, ale nic nie pomaga! Jak nie choroba wysokościowa to kolano. Pod koniec dnia ledwie chodzę. Na domiar złego pada, jest straszne błoto, a ja mam mokro w butach! Lenin mówi, że to pierwsza wycieczka tą trasą w tym roku. Dwa tygodnie temu wyszła inna ekipa i musieli zawrócić, bo się nie dało przejść.

W dole widać stary most, my przechodzimy już po nowym. Szczepan trochę nim buja, Niemki krzyczą i przeklinają polską ułańską fantazję!

W końcu docieramy na miejsce zwane Collpapampa (2900 m) i rozbijamy obóz. Tutaj jest cywilizacja, w każdym razie jest czynnik konieczny, aby miejsce cywilizowanym nazwać, czyli cerveza! Jemy jak zwykle pyszną kolację i pijemy zimne piwko. Buenas Noches por todos!

Szczepan na mościeStary most
* * * * *
Wodospad Mokrego Gringo

Lenin twierdził, że dzisiaj będzie płasko, ale chyba miał na myśli, że nie będzie dużej różnicy w wysokości, bo co chwilę są górki i doliny. Kiedy jest prosto lub pod górkę idę jak najszybciej, żeby trochę nadgonić, w dół mogę iść właściwie już tylko na jednej nodze. Na drodze mamy wodospad, taki sobie, niewinny. Jeszcze robię zdjęcie z dołu i idę w górę, niestety noga ujeżdża mi na kamieniu i ląduję w wodzie. Fakt, zaczynałem już trochę śmierdzieć, ale bez przesady! Nurt okazuje się być silniejszy, niż mogłoby się wydawać i w wodzie robię jeszcze dwa koziołki, zanurzając się w całości, po czym jak oparzony wyskakuję z wody! Aparat ocalał! Całe szczęście jest suchy. Czego nie można powiedzieć o mnie! Wykręcam skarpetki, ale przestaję już wierzyć w to, że będę miał kiedykolwiek sucho w butach. Miejsce jeszcze nie ma nazwy, proponuję więc: Wodospad Mokrego Gringo. Niestety, żaden z moich kolegów reporterów nie utrwalił tego wydarzenia. Możecie uruchomić wyobraźnię!

Obsunięcie ziemiPlayaChłopczyk z PlayaPlaya
PlayaDworzec autobusowy w Playa

Miejscami było takie błoto, że ciężko to opisać i nawet zdjęcia tego nie oddają, co kawałek większy lub mniejszy wodospad albo osunięta ziemia. Kiedy nawet nie było błota, to były kamienie albo odchody koni. Widoków prawie żadnych, bo była mgła i padał deszcz, zresztą i tak trzeba było ciągle patrzeć pod nogi, żeby ich nie połamać na kamieniach albo nie pojechać na g...

Bolało mnie już tak, że nie mogłem zebrać myśli, zacząłem więc testować swoje obwody neuronowe, śpiewając. Możecie wierzyć lub nie, ale pomogło – bolało trochę mniej. Szedłem sobie gdzieś w połowie między chłopakami a Niemkami i śpiewałem. Być może byłem pierwszym Polakiem, który w Andach wymruczał pod nosem:

Kiedy byłem mały Zawsze chciałem dojść na koniec świata Kiedy byłem mały, pytałem gdzie I czy w ogóle kończy się ten świat Kiedy byłem mały...R. R.

Dziewczyna w autobusieDroga do Hidro ElectricaDroga do Hidro ElectricaDroga do Hidro ElectricaDroga do Hidro Electrica
Droga do Hidro ElectricaDroga do Hidro Electrica

Doszliśmy do miasteczka Playa (2250 m), po hiszpańsku playa to plaża. Tabliczka o takiej treści wyglądała w tym miejscu bardzo zabawnie. Główna droga to jedno wielkie bajoro, dzieciaki biegają umorusane, na tle pięknych czystych gór. Jemy obiad i wsiadamy do autobusu, jedziemy na pociąg do miejsca o elektryzującej nazwie Hidro Electrica. Kierowca pędzi na złamanie karku po bardzo wąskiej drodze, chyba na prośbę Lenina, bo na peron wpadamy w ostatniej chwili. Zdążyliśmy! Willy Fog byłby z nas dumny!

Droga do Hidro ElectricaHidro Electrica

Pociągiem pojechaliśmy do Aguas Calientes – miasteczka położonego pod Machu Picchu. Po drodze widzieliśmy szczyt Waynapicchu i rzekę Urubamba.

Szczepan i TransformatorDzieci przy torachUrubambaWaynapicchuW drodze do Aguas CalientesW pociągu
Peron w Aguas Calientes

W miasteczku czeka na nas kolacja – cały peron to jedna wielka restauracja! Założę się, że jest tu więcej turystów niż mieszkańców! Wracamy do hotelu. Łóżko i czysta pościel.


Notice: Undefined index: STATrad in /home/kriton/domains/obywatel.libertas.pl/public_html/obywatel.php on line 115
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.