Subiektywna kronika z podróży do Peru, Boliwii i Chile
Nad ranem dojechaliśmy do Uyuni (Boliwia), tutaj mieliśmy trochę ponad godzinę na zjedzenie śniadania i uzupełnienie braków w zaopatrzeniu. Następnie załadowaliśmy się do dżipa i ruszyliśmy w drogę.
Pierwszy przystanek mieliśmy właściwie zaraz za Uyuni, na starym cmentarzysku parowozów, bardzo ciekawe miejsce, zwłaszcza do fotografowania.
Niedługo potem wjechaliśmy na Salar de Uyuni (Boliwia), czyli największą solniczkę świata – zajmuje powierzchnię 10,582 km² i zawiera około 10 billionów ton soli! Leży na Altiplano na wysokości 3653 m n.p.m. i podobnie jak Titicaca (64 zdjęcia) jest pozostałością po istniejącym w plejstocenie jeziorze Ballivian. Jest to jeden z najbardziej płaskich obszarów na świecie – różnica wzniesień to niecałe 41 cm!
Po drodze przez Salar zaglądamy do hotelu w całości wykonanego z soli oraz na wyspę porośniętą kaktusami, która na tle tej niekończącej się bieli wygląda bardzo nierealistycznie. Widoki są jedyne w swoim rodzaju, to zdecydowanie najciekawsze miejsce, jakie można w Boliwii odwiedzić!
Na wyspie nasza kucharka przyrządza nam jadalny obiad. Niestety już nie tak smaczny, jak np. te na Pampie. Cały dzień jedziemy przez Salar, powoli krajobraz trochę się zmienia i dojeżdżamy do miejsca spoczynku. W zupie, którą jem na kolację, jest bardzo długi włos naszej bezzębnej kucharki-Indianki, ale może nie będę się o tym rozpisywał. Buenas Noches!
Rano mamy problemy techniczne, Robak zgłasza się na ochotnika do pompowania koła, zaraz później wyruszamy w dalszą drogę! Co jakiś czas zatrzymujemy się, żeby podziwiać widoki i pobawić się z naszymi Amerykankami.
Jedziemy, a krajobraz po prostu zapiera dech w piersiach. Na Salarze zrobiłem chyba najwięcej zdjęć, po prostu nie mogłem się powstrzymać!
Jak już pisałem Salar de Uyuni leży dość wysoko, a to ma swoje konsekwencje nie tylko w postaci rozrzedzonego powietrza. Otóż wszyscy pewnie dobrze znacie sformułowane przez Newtona prawo grawitacji: siła grawitacji działająca między dwoma ciałami jest wprost proporcjonalna do iloczynu mas oddziaływających ciał i odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości między ich środkami
. Z tego wynika, że im dalej od środka ziemi, tym mniejsza grawitacja, jesteśmy wyżej, a więc również dalej od środka ziemi, dzięki czemu zyskujemy nadzwyczajne zdolności, co widać na zamieszczonych obok zdjęciach. Podskakujemy wyżej niż zwykle, a Robak jest nawet w stanie podnieść olbrzymi kamień i nim rzucić! Oczywiście nie stał się nagle siłaczem, po prostu kamień na tej wysokości jest lżejszy;). Taka zabawa.
Jedziemy dalej i docieramy do bajecznie wyglądającego niesamowicie niebieskiego jeziora, po którym przechadzają się majestatycznie flamingi.
Co w nieoczekiwany sposób daje mi pretekst do poruszenia kwestii politycznej. Otóż nie wiem, czy wiecie, ale związki homoseksualne wśród tych ptaków nie są rzadkością, zresztą do tej pory homoseksualne zachowania zanotowano u 1500 gatunków zwierząt! Jak widać, homoseksualizm nie jest wcale niezgodny z naturą, jak twierdzą fanatycy religijni czy faszyści – wręcz przeciwnie, jest całkowicie naturalny! Naukowcy ustalili, że np. 10% par pingwinów to pary homoseksualne! Jeśli chodzi o ludzi, to od początku naszego istnienia homoseksualistami jest 3–5% mężczyzn i 2–3% kobiet, bzdurą jest więc też spopularyzowane ostatnio przez naszego – pożal się Boże – ministra Giertycha określenie: propaganda homoseksualna! Gdyby do homoseksualizmu można było kogokolwiek zachęcić, to powinniśmy zaobserwować brak homoseksualizmu w krajach totalitarnych, w których homoseksualizm był często surowo karany, oraz nasilenie tego zjawiska w krajach liberalnych! Tymczasem w obu przypadkach odsetek homoseksualistów jest podobny! Homoseksualizmem nie można się zarazić!
Mam nadzieję, że nasi politycy się o wszystkim nie dowiedzą i nie usuną z ogrodów zoologicznych biednych zwierząt, które nawet o tym nie wiedząc, propagują homoseksualizm! Oczywiście żartuje, bo jak można serio traktować ludzi, którzy doszukują się zachęty do homoseksualizmu nawet w bajce o Teletubisiach! Idąc tym tropem, należałoby zbadać też: smurfy, Żwirka i Muchomorka, że nie wspomnę o Śnieżce i siedmiu krasnoludkach! Zostałby tylko mój ulubiony Rumcajs, który miał żonę, syna oraz strzelbę i zwalczał układ, czyli księcia i księżną.
Pomimo wizyty u flamingów nasza orientacja seksualna pozostała bez zmian, wciąż wolimy się przytulać do Amerykanek niż do siebie. Jedziemy dalej na południe, co jakiś czas zatrzymując się, aby podziwiać piękne widoki. Zresztą zobaczcie sami!
Na pustyni różne ciekawe rzeczy można znaleźć, np. reklamę Tampaxów.
Dojeżdżamy do granicy kolejnego parku – znowu szlaban, znowu trzeba płacić. Płacimy i jedziemy dalej, wprost do miejsca, gdzie wypadnie nam kolejny nocleg. Tu już nie ma nawet wody, a że Polak nie wielbłąd, wyciągamy kolejne pisco. Buenas Noches.
Komentarze do zdjęć:
Anonim: Szkoda gadać, piękne są te pustkowia... In the court of the crimson king...
Marta A.: Piękne, byłam tam kilka lat temu i te zdjęcia przypomniały mi tamtą wspaniałą przygodę. Dziękuję.
Monique: oglądam i nie mogę się zdecydować które najlepsze... to też mi się bardzo podoba... przede wszystkim układ w kadrze i te białe chmury nadają klimat