Rano jedziemy z La Paz na przełęcz La Cumbre leżącą na wysokości 4725 m n.p.m.. Tutaj zaczyna się Droga Śmierci, o której towarzyszący nam Boliwijczyk z dumą mówi „najniebezpieczniejsza droga świata”. Do niedawna ginęło na niej 200–300 osób rocznie. Pierwszy odcinek od niedawna jest asfaltowy, później już tylko błoto, zakręty, kamienie i urwiska. Aha, no i oczywiście opłata za przejazd, bo gringo w Boliwii nawet umrzeć nie może za darmo!
Na wypadek gdybym skończył w przepaści, aparat zostawiłem w samochodzie, a zdjęcia robiłem tylko w trakcie postojów. Zjazd ma podobno długość około 70 km i kończy się na wysokości 1200 m n.p.m., jesteśmy więc 3525 metrów niżej niż rano! Cali jesteśmy ubłoceni, bo w rowerach nie ma błotników, pewnie po to, by turysta miał więcej wrażeń. Śpieszymy się na autobus, więc tylko szybko myję twarz, żeby nie straszyć ludzi. Po drodze w samochodzie jemy na obiad kurczaka z bananami, całkiem dobre.
Kierowca jedzie na złamanie karku, a gdy docieramy na miejsce i tak wygląda na to, że się spóźniliśmy. Ale nie, to autobus się spóźnia. Żeby zabić czas, otwieramy Pisco de Coca. Nasza czwórka plus Carol i Mauricio, to w sumie sześć osób, no a powiedzcie sami, co to jest pół litra na sześciu? Nic! Ale w Ameryce jest chyba inny klimat, więc my jesteśmy trzeźwi jak świnie, czego nie można powiedzieć o naszych boliwijskich przyjaciołach. Ma to swoje dobre strony, po każdej wypitej szklaneczce Mauricio lepiej mówi po angielsku! Jest naprawdę bardzo sympatycznie!
W międzyczasie Mauricio uczy mnie trochę hiszpańskiego i razem z Carol piszą dla mnie mini-słownik Quechua i Aymara:
Polski | Quechua | Aymara |
---|---|---|
oczy | nairas | niawi |
Jak się nazywasz? | Imata sutiyki? | Cunasa Sutimajja? |
Skąd jesteś? | Maymanta Kanki? | Cawquitatasa? |
Jak się czujesz? / Jak się masz? | Imayna kashanki? | Camisatasa? |
Czuję się dobrze. | Allillan kani. | Waliguitua. |
Do jutra. | K'ayakama. | Kharurucama. |
Ile masz lat? | Maskha watayoj kanki? | Kawkha maranitasa? |
1 | uj | maya |
2 | iskai | paya |
3 | kimsa | canco |
4 | tawa | pusi |
5 | phiska | phiska |
6 | sojta | sojjta |
7 | quanchis | pakallko |
8 | pusaj | quimsakallko |
9 | jisq'on | yatunka |
10 | chunka | tunca |
W końcu przyjeżdża nasz autobus, więc żegnamy się z naszymi boliwijskimi przyjaciółmi i ruszamy dalej do Rurrenabaque. Przejechanie tych 350 km zajmie nam około 20 godzin! Słowo „droga” jest tu trochę nie na miejscu! Na początku jest nawet zabawnie, rzuca nami na wszystkie strony, ale przecież ta „droga” nie może tak wyglądać przez cały czas. Niestety może, przez 20 godzin nie zmrużyłem oka, co kawałek wyrzucało mnie z siedzenia na jakieś 40 cm w górę! Kiedy siedziałem – groziło mi uderzenie w głowę, kiedy próbowałem leżeć – że na kolejnej dziurze odbije sobie nerki. Boże, ile jeszcze...
Jak widzicie „droga” ma tylko jeden pas ruchu i nie ma pobocza, a od razu przechodzi w urwisko. Kiedy z przeciwka jedzie samochód – autobus wykonuje skomplikowane manewry, aby go przepuścić. Siedzimy na samym tyle, więc co jakiś czas, wychylając się przez okno, stwierdzamy, że cały tył autobusu wisi nad przepaścią. Wystarczy, że kierowca trochę niedokładnie oszacuje odległość i tylne koła na bank obsuną się w przepaść. Pytanie, czy na tym się skończy...
Po drodze mamy dwie przerwy (nie, kierowca się nie zlitował!), pierwsza po jakiejś godzinie, może dwóch, na skutek czołowego zderzenia z Toyotą. Jak na Drogę Śmierci to nic takiego. Po kolejnej godzinie jazdy stajemy, żeby pomóc w wyciąganiu człowieka, który z nie do końca wiadomych nam przyczyn znalazł się na dole urwiska. Ale szczerze mówiąc mam gdzieś, że ta droga jest niebezpieczna, najbardziej we znaki daje się to, że jest po prostu cholernie męcząca! Nie ma bata! Z powrotem lecimy samolotem!
Komentarze do zdjęć: