obywatel WuWu – strona domowa

Voy hasta el fin del mundo,czyli co znalazłem na drugim końcu świata.

Subiektywna kronika z podróży do Peru, Boliwii i Chile

Dolina rzeki Colca / Valle del Colca (Peru)

W drodze do ChivayWikunia

Wstajemy rano, myjemy się i jemy śniadanie... kontynentalne. Bułka, odrobina dżemu, sok i mate de coca, której nawet nie zdążyłem dopić. Wsiadamy do busa i jedziemy w góry, po drodze zaopatrujemy się w liście koki.

Jak już pisałem, Arequipa jest położona na wysokości 2398 metrów, dzisiaj dotrzemy do Chivay (3650 m n.p.m.), pokonując po drodze Przełęcz Wiatrów położoną na wysokości 4950m n.p.m.! A wszystko to busem widocznym na zdjęciu poniżej i w miłym towarzystwie dwóch bardzo sympatycznych Austriaczek – Elizy i Ewy, starszej pary z Quebecu oraz naszej przewodniczki oczywiście.

Prostowanie nógA ja mam białego chłopcaMała Indianka

Po drodze odwiedzamy indiańską wioskę, gdzie można napić się mate de coca, a także zakupić jakiś sweter albo czapkę z bardzo ciepłej wełny z Alpaki. Ja oczywiście znowu nie mogę oderwać obiektywu od dzieci. Odwiedza nas też bardzo towarzyska lama, która rozbawia całe towarzystwo.

Dolina rzeki Colca leży ponad 100 km od Arequipy. Jej granice wyznaczają otaczające ją szczyty wulkaniczne Mismi (5597 m), Cutiti (5063 m), Bomboya (5200 m), Hualca Hualca (6025 m), Sabancaya (5976 m), Ampato (6310 m) i Ananta (5100 m). Na dnie doliny (ok. 3200 m) leży 8000 hektarów malowniczych preinkaskich tarasów uprawnych wraz z wyrafinowanym systemem nawadniającym. Wykorzystany jest każdy kawałek żyznej gleby, na łagodnych stokach widzimy tarasy szerokie, na stromych krawędziach wąskie.

Po drodze do Chivay przejedziemy trzy poziomy przyrodnicze: QUECHUA 2500–3500 m, SUNI 3500–4500 m, PUNA powyżej 4500 m. Jak informuje nas nasza przewodniczka, na pierwszym poziomie zobaczymy tylko kaktusy, nie ma tu żadnych zwierząt!

La presencia de tres regiones geográficas naturales del Perú, variedad de microclimas y zonas de vida ecológicas: Quechua, Suni y Puna a más de 4500 m.s.n.m.

Ale mamy fajne czapkiBliskie spotkania trzeciego stopnia
Bardzo towarzyska lamaW drodze do ChivayW drodze do ChivayMy i nasze towarzyszki w podróżyWszedzie lamy
W drodze do ChivayMoja apachetaW drodze do Chivay

Później robi się zielono i pojawiają się lamy. Kiedy po raz któryś zatrzymujemy się podziwiać widoki, zdaję sobie sprawę, że chyba mam chorobę wysokościową i liście koki tylko trochę łagodzą jej objawy. Docieramy na przełęcz wiatrów położoną na wysokości prawie 5000 metrów. Tutaj nawet na prostej drodze po zrobieniu dwóch kroków brakuje mi tchu! Dookoła obficie wyrastają apachety. Każdy może taką zbudować z otaczających kamieni i złożyć w niej coś w ofierze dla Pachamamy – Matki Ziemi. Najczęściej składa się jej w ofierze to, co tutaj najcenniejsze, czyli liście koki. Budując, można się modlić do Pachamamy w jakiejś intencji, albo jak mówią gringos, mięć jakieś życzenie. Ledwie mogłem się schylać, ale jak bym mógł zrezygnować z modlitwy w takim miejscu!

PunaSweterkiPunaChivayWjazd do Chivay

Chivay wita nas przebranymi lamami i bramą powitalną. W Keczua (języku Inków) Chivay oznacza miłość, wjeżdżamy więc do miasta miłości. Ale miłość wszędzie kosztuje, płacimy za wjazd do parku 35 soli od osoby.

Dojeżdżamy do małej restauracji dla turystów, jest tu stół, na którym leży mnóstwo lokalnych potraw, za 15 soli można jeść do woli, kosztując przy tym praktycznie wszystkiego. Jedzenie jest na prawdę re-we-la-cyj-ne! Potem mamy dwie godziny na odpoczynek w hotelu, gdzie jesteśmy zameldowani pod bardzo dziwnymi nazwiskami.

Polski język trudna
ChivayDos cervezas por favorDoktor

Wieczorem jedziemy nad gorące źródła La Calera, bogate w wapń i żelazo wody wypływając z ziemi, mają temperaturę 85°C. Jest bosko! Spotykamy tu grupę Polaków, którzy wykupili wycieczkę w biurze podróży. Za 18 dni zapłacili mniej więcej tyle, ile my wydamy tutaj przez całe 5,5 tygodnia!

Wieczorem organizowana jest dla nas kolacja, na której mamy jeść tradycyjne potrawy i oglądać tradycyjne tańce. Wchodzimy do sali wypełnionej po brzegi turystami. To nie dla nas, bardzo dziękujemy pani przewodnik i tłumaczymy, że idziemy poszukać czegoś na własną rękę, chyba robimy jej tym przykrość, ale naprawdę nie mieliśmy ochoty spędzić wieczoru z turystami. Spacerując po miasteczku, nagle słyszymy bęben. Idąc za dźwiękiem, dochodzimy do szkoły, gdzie właśnie odbywa się jakaś próba, najwyraźniej nie przeszkadzamy miejscowym, a Robak nawet zostaje wciągnięty do tańca! Wracając do hotelu, wstępuję na 15 min do kafejki sprawdzić maile i dowiaduje się, że będę miał syna. Niestety nie mam siły tego uczcić, czuje się fatalnie, boli mnie w klatce piersiowej, mam tętno 130! Przez całą noc prawie nie śpię. Jak to w mieście miłości.

Próba w szlolePróba w szlole
Próba w szloleRobak się integruje z Indiankami
* * * * *
W drodze do YanqueW drodze do Yanque
Dolina ColcaKościół w Yanque

Rano z pomocą przychodzą mi koleżanki z Austrii, ratują mi życie tabletką na chorobę wysokościową, która trochę mi pomaga. Potem w drodze jeszcze ratują mnie spod kół autobusu, śmiejemy się więc, że są dzisiaj moimi wybawicielkami. Zabawne, że czasem jedno spotkanie ma ogromny wpływ na postrzeganie całego narodu. Zdaje sobie przecież sprawę, jak fałszywe potrafią być uogólnienia, ale przez te dwie dziewczyny mam teraz ogromną sympatię do całego narodu austriackiego. Serdecznie pozdrawiam Elizę i Ewę. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, może na Machu Picchu.

Kościół w YanqueIndianie w YanqueRobak wśród IndianMe and My Saviours Elizabeth and Eve

Dzisiaj jedziemy w położone na wysokości 3450 m n.p.m miejsce zwane Cruz del Condor, po drodze kilka razy zatrzymujemy się, by podziwiać zapierające dech w piersiach widoki. Odwiedzamy też Yanque, w którym znajduje się trochę podniszczony kościółek z unikalną na skalę światową barokową fasadą. Na (zgaduje w ciemno) Plaza de Armas tańczą dla turystów Indianki. Smutny jest widok zabiedzonej dziewczynki ze szmacianką, na i zrujnowanych lub niedokończonych domów na tle pięknych gór. Ten kontrast będzie mi towarzyszył przez całą podróż. Niesamowicie piękny kraj, wyeksploatowany przez białych do granic możliwości, najpierw okradziony ze złota, potem z miejsc kultu zamienionych na chrześcijańskie kościoły, w końcu z miedzi wydobywanej w niewolniczych warunkach dla zachodnich koncernów, a dzisiaj nawet firmy turystyczne, które zarabiają na turystach, często są spoza Peru. W głowie się nie mieści, ale do dzisiaj nadal okrada się tych ludzi!

Indianie w YanqueIndianka w Yanque
Dziewczynka z YanqueIndianie w Yanque
YanqueUliczka w YanqueDolina ColcaDolina ColcaWitek
IndiankaTuryści z Polski

Droga prowadziła zboczem doliny, więc widoki były niewysłowione, nie mogłem oderwać nosa od szyby samochodu. Niestety podróżowanie tutaj w porze deszczowej ma swoje minusy. Czasem wiszące na tej wysokości chmury nie pozwalały nam zbyt wiele zobaczyć.

Cruz del CondorCruz del CondorCruz del CondorCruz del CondorCruz del Condor
Kaktus

Tak było właśnie w najważniejszym miejscu. Cruz del Condor zawdzięcza swoją nazwę unoszącym się w tym miejscu na prądach ciepłego powietrza olbrzymim kondorom, których rozpiętość skrzydeł osiąga czasem nawet trzy metry! Ptaki te robiły wielkie wrażenie już na Inkach, którzy wybrali je sobie na swój symbol. Niestety my nie zobaczyliśmy tutaj ani kondorów ani, co gorsza, kanionu. Jest on dużo węższy i ponad dwukrotnie głębszy od Wielkiego Kanionu Kolorado w USA. Co ciekawe został odkryty przez Polaków, którzy jako pierwsi w 1979 roku „ujarzmili” rzekę i zdobyli kanion! Następnym razem koniecznie muszę sobie zarezerwować w tym miejscu więcej czasu i poświęcić dzień, aby zejść na dół!

Kondory zobaczyliśmy w innym miejscu...

KondorKondor
Indianie w YanqueApacheta nad dolinaWitekDolina ColcaKościółMała lama
Obiad

W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze na obiad na podobnych zasadach jak dzień wcześniej. Wracamy do Arequipy, gdzie udajemy się do biura podróży, żeby zapytać o Machu Picchu. Okazuje się, że w tym czasie, kiedy będziemy w Ameryce, są tylko dwa wolne terminy! Musimy zmienić plan podróży, żeby nie ominęła nas największa atrakcja. Żeby zdążyć ze wszystkim, układamy plan podróży co do godziny! Czuję się jak Willy Fog, tylko nie mam walizeczki z taką sumą pieniędzy! Musimy się spieszyć, za chwilę odjeżdża nasz autobus do Puno!

Komentarze do zdjęć:

Dolina Colca

Monique: znakomicie pokazane

Cruz del Condor

Monique: proste i wymowne

Cruz del Condor

Monique: niesamowite jest

Kaktus

Monique: extra widok





Notice: Undefined index: STATrad in /home/kriton/domains/obywatel.libertas.pl/public_html/obywatel.php on line 115
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.