Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Mieliśmy trzytygodniową przerwę od wspinania, ale na szczęście tego się tak łatwo nie zapomina! Jest gorąco, więc szukamy miejsca w cieniu. O! Salceson! Salceson? Udało się! Salceson (VI) RP. Następnego dnia po raz kolejny próbujemy zrobić Aurorę. Tym razem się nie pogubiliśmy, ale i tak wtopa. Na otarcie łez pozostaje Zimny Herbert (VI+) RP. Kasia też by mogła, ale jakoś nie chce. Jak ją znam, to zrobi to następnym razem ładniej ode mnie.
Nie mam pojęcia, jak Patrycja potrafi się wspinać z tak długimi paznokciami. Tym razem zgodnie z moją sugestią pomalowała je na intensywnie czerwony kolor. Zresztą nie wiem, może to nie czerwony, ale truskawkowy? Z tymi kobiecymi kolorami jest straszny ambaras i nie chciałbym teraz podpaść. W każdym razie teraz nawet fotograficznym okiem widać, że Patrycja szpony ma godne uwagi! Pozwalam sobie na mały żarcik-kosmonaucik – jak to mawia Patrycja – mówiąc, że zwiększają one pewnie przyczepność! Zaiste, Patrycja idzie jak burza na sam szczyt, bez latania.
W Mirowie mam pewne niewyrównane rachunki z jedną VI+. Wstawiłem się w nią jako pierwszy, ale Kasia zrobiła mi psikusa i poprowadziła ją przede mną! Trzeba się wziąć w garść i ją gonić! Na rozgrzewkę robimy sobie jednak Rum z kolą (V+).
Może jeszcze coś procentowego?! Tequila i śledzik! Staję pod skałą, wiążę się liną. Patrzę w górę, mierzę ostaniec wzrokiem. Kurcze, to nie jest trudna droga! Trzeba tylko spokoju. Idę... Idę... Idę... Jestem. Nie uciekałem, nie latałem i jest! Tequila i śledzik (VI+) RP. Nie można było tak od razu?!
Patrycja robi na wędkę łatwiejszy wariant z obejściem z lewej (Śledzik w życie) za V-, a na koniec dla przypomnienia zagryza śledzikiem Tequilę jeszcze Kasia.
Na deser robimy jeszcze jakieś na tyle łatwe drogi, żeby i Patrycja miała szansę na zakwasy. Przy okazji Kasia prowadzi sobie coś OS-em, a ja poprawiam błyskiem. Chyba jakąś V (niestety nie pamiętamy, co to było). Kto to widział, żeby zrobić OS-a i nawet nie zapamiętać nazwy drogi! To był naprawdę syty łikend!
Niestety znowu wypadła nam dwutygodniowa przerwa, ale w końcu jesteśmy i piątek rozpoczynamy od Mirowa. Mamy tylko popołudnie, więc czas ograniczony, a jeszcze deszcz trochę nam miesza w planach. Nie poddajemy się, walczymy. Niewiele brakło, a zrobilibyśmy nawet z Kasią VI+ OS-em. Nie udało się, ale narzekać nie możemy. Zaliczyliśmy kilka godzin całkiem przyjemnego wspinania, a i Patrycji szło całkiem nieźle.
W sobotę szukamy szczęścia w Rzędkach. Patrycja uczy się asekurować i zalicza swoje pierwsze prowadzenie drogi. Dzielna dziewczyna! Anschluss (IV+) RP – gratulujemy!
Zaraz później Kasi udaje się w końcu poprowadzić Krwawy palec (VI) RP. Gratuluję! Długo się przed nami ta droga broniła, ale tym większa teraz radość z czystego przejścia. Zaraz później z Krwawym palcem na wędkę mierzy się Patrycja.
Na koniec dnia podejmuję próbę poprowadzenia No job. Niby ostatnio wydawało się, że niewiele brakuje, a jednak po raz kolejny muszę uznać, że droga mocno mnie przerasta. Cholera, miałem nadzieję ją w tym roku czysto zrobić!
Ostatni dzień spędzamy w Podlesicach i jest on całkiem owocny! Najpierw robimy sobie Nikodemówkę, chyba nawet na dwa sposoby, a potem wstawiamy się w VI+ na Śwince, którą udaje mi się zrobić za pierwszym razem! Pogoda dla rogaczy (VI+) OS. Kasia też próbuje, ale ta końcówka rzeczywiście jest okropnie parametryczna. Kilka centymetrów jednak tutaj bardzo by Kasi pomogło! Na końcu walczymy jeszcze na Młynarzu, gdzie udaje nam się poprowadzić dwie szóstki. Pierwsza niestety chyba nie ma nazwy! To jest skandal, że w tych przewodnikach jest taki burdel. Człowiek chciałby się pochwalić jakimś nowym OS-em, a tu pusto, tylko wycena. Że co, jak tylko VI, to już na nazwę nie zasługuje? Już my sobie jakąś nieoficjalną nazwę wymyślimy! Ale to następnym razem. Na koniec robimy jeszcze bardzo fajną Direttissimę – niestety już nieczysto, więc nie ma nawet RP. Cóż, zmęczenie. Może następnym razem.