Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Przyznaję się bez bicia, trochę lenie jesteśmy... Po przyjeździe i rozeznaniu sytuacji miałem plan, by po pierwszym noclegu w przyjemnym pensjonacie przenieść się na plaże, mamy przecież ze sobą namiot na sytuacje awaryjne, ale drugiego dnia jakoś się nie zebraliśmy, trzeciego... Nie zdążyliśmy... Czwartego się nie opłacało, bo kolejny nocleg dawał nam sporą zniżkę. W końcu ostatniego dnia uderzyłem pięścią w stół, TAK DALEJ BYĆ NIE MOŻE! Być w Vama Veche i nie rozbić się na plaży?! Wstyd! Dzisiaj się przeprowadzamy!
Rano się spakowaliśmy i podjechaliśmy na wcześniej wypatrzone miejsce, zaraz przy tej części plaży, gdzie spędzaliśmy ostanie dni. Dzień właściwe wyglądał tak jak wcześniejsze, tyle tylko, że miałem smutną świadomość, że to już koniec naszego pobytu w tym bardzo klimatycznym miejscu.
Wieczorem rozbiliśmy namiot, co dla dzieci oznaczało kolejne atrakcje: pompowanie materaców, spanie w namiocie (w dodatku kilka metrów od morza) i... czołówki! Jeremiemu się tak spodobało, że z czołówką nawet poszedł spać, dopiero wtedy można mu było ją zabrać i wyłączyć!
Po zachodzie słońca tradycyjnie udajemy się na spacer po Vama Veche. Pożegnalny spacer. Jemy ciepłą kolację i podsłuchujemy fragment koncertu. Dzisiaj trafiamy na trochę lepiej grający zespół. Trochę szkoda, że nie możemy zostać do jutra. Scena już prawie stoi.
Wracamy do namiotu już po ciemku. Po drodze kupuję piwo marki Ursus, które mam nadzieję, doda sił przed dalszą podróżą. Gdy dzieci już słodko śpią, siadam przed namiotem i słuchając szumu fal, popijam Ursusa. Noapte bună.
Rano cieszę się tym, co widać z okna naszego namiotu z widokiem na morze. W nocy było dość głośno, odgłosy imprezy z drugiego końca plaży niosły się nad wodą, nie tracąc wiele na intensywności, mimo to przygotowałem sobie legowisko na zewnątrz namiotu, by zasypiając nacieszyć oczy widokiem gwiazd. Kołysany szumem fal zasnąłem szybko i spałbym pewnie jak niemowlę, gdyby nie to, że co jakiś czas ktoś potykał się o moje nogi! Uznałem, że przy tym nasileniu ruchu bezpieczniej jednak dla wszystkich będzie, jeśli wrócę do namiotu.
Rano się jakoś specjalnie nie spieszyłem. Trochę szkoda wyjeżdżać, ale kalendarz nie jest z gumy, jeśli chcemy coś jeszcze zobaczyć, to nie możemy marudzić.
Cały dzień spędzamy w drodze. Dużo czasu tracimy przed Bukaresztem. Nasz sąsiad odradzał nam odwiedzanie stolicy. Mówił, że są piękniejsze miejsca, a Bukareszt często jest tak zakorkowany, że trudno się po nim poruszać. Chcieliśmy go posłuchać, ale niestety przed Bukaresztem gdzieś źle skręciłem, utknęliśmy w korku i straciliśmy ponad godzinę, żeby dotrzeć z powrotem na obwodnicę. Gdy dojeżdżamy w okolice Braszowa (Braşov), jest już ciemno. Po drodze pytam w jednym hotelu o pokoje. Wszystkie czwórki zajęte, a dwójka wychodzi dość drogo, ale pan w recepcji jest bardzo miły i od razu informuje nas, że kilka kilometrów dalej mają pensjonat, również bardzo miły i trochę tańszy! Zaraz tam dzwoni i mówi, że mają dla nas wolną trójkę! Noapte bună.
Rumunia 2009:
Rumunia 2010, część I – Satu Mare, Săpânţa i Bârsana (59 zdjęć)
Rumunia 2010, część II – malowane cerkwie Bukowiny (55 zdjęć)
Rumunia 2010, część III – Jedziemy nad morze (51 zdjęć)
Rumunia 2010, część IV – Vama Veche (43 zdjęcia)
Rumunia 2010, część V – Vama Veche po raz ostatni (37 zdjęć)
Rumunia 2010, część VI – Braszów (33 zdjęcia)
Rumunia 2010, część VII – Curtea de Argeş i Szosa Transfogaraska (37 zdjęć)
Rumunia 2010, część VIII – Sybin i Hunedoara (38 zdjęć)
Rumunia 2010, część IX – Hunedoara i Jaskinia Niedźwiedzia (25 zdjęć)