obywatel WuWu – strona domowa

Album rodzinny

Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...

Rumunia 2010, część I – Satu Mare, Săpânţa i Bârsana

Wtorek i środa, czyli piękne Tatry, gościnna Słowacja i przygoda na Węgrzech

TatryTatryHotel Corona, Nyíregyháza (Węgry)Hotel Corona, Nyíregyháza (Węgry)

Wtorek, godzina 18:00. Pełny bak. Stan licznika 111529 km. Kierunek: Rumunia. Plan na dzisiaj: dojechać w okolice granicy ze Słowacją i tam zatrzymać się na nocleg. Plan zrealizowaliśmy w 100%. A można powiedzieć, że nawet w 110%, bo zaliczyliśmy dwa nieplanowane postoje spowodowane chorobą lokomocyjną Jeremiego. Mówiąc szczerze, wizja sprzątania samochodu co 100 km nie napawała mnie optymizmem, ale nie traciłem ducha i konsekwentnie obracałem wszystko w żart. Najtańszy nocleg znalazłem w Brzegach, czyste pokoje, wygodne łóżka, ładny widok z okna i mili gospodarze, czego więcej trzeba? Polecam: Brzegi, Wierchowa 8. Za czteroosobowy pokój zapłaciłem 80 zł.

Rano dziękujemy za gościnę i jedziemy w dalszą drogę. Pogoda jest idealna, widoki piękne, jazda płynna. Na Słowacji zatrzymujemy się w Tatrzańskiej Jaworzynie (Tatranská Javorina), żeby kupić winietę. Poczta jest akurat zamknięta, ale pracująca tu pani okazuje się bardzo uczynna. W zasadzie mogłaby przecież nie zrobić nic. Tymczasem, gdy tylko zobaczyła, że kręcimy się koło poczty, podeszła do nas i zapytała, czy nam czegoś nie trzeba. Słowacki jest tak podobny do polskiego, że dogaduję się z nią bez najmniejszego problemu i już po chwili jedziemy w dalszą drogę.

Przed wyjazdem na różnych forach naczytałem się, że słowaccy policjanci są bardzo upierdliwi dla polskich kierowców i pod byle pretekstem wlepiają mandaty. Przed granicą to samo powtarzała nam nasza gospodyni, więc może coś w tym jest, ale mnie nic złego ze strony Słowaków nie spotkało. Policja ani razu nas nie zatrzymała, a kiedy raz pobłądziliśmy, trafiłem tylko na życzliwość i uśmiech. Może mieliśmy szczęście, a może legendy o słowackiej policji są jednak przesadzone.

Na granicy węgierskiej kupuję kolejną winietę (7 euro/4 dni). Na Węgrzech obowiązują tak zwane e-winiety, a więc niczego nie musimy naklejać na szybę. Pani wprowadza numer rejestracyjny do systemu komputerowego i sprawa załatwiona.

Niedaleko od rumuńskiej granicy mój wehikuł zaczyna wydawać dziwne dźwięki. Natężenie hałasu rośnie z każdym kilometrem i osiąga punkt kulminacyjny w Nyíregyháza. Stoimy na skrzyżowaniu, upał, otwarte okna, światło zmienia się na zielone. Ruszamy i słyszymy potworny huk, jeszcze gorszy od tego, który sami wydajemy. Śmieje się, że chyba nie tylko my mamy problemy techniczne, nasz sąsiad hałasuje jeszcze gorzej! Ale już po chwili uśmiech mi z twarzy znika. To jednak nie sąsiad, tylko my! Gdy ruszałem, rura wydechowa całkiem się urwała, ale dźwięk odbijał się od samochodu, który jechał obok, więc przez chwilę wydawało się nam, że to nie my. Teraz jednak nie ma wątpliwości, pozbawiony tłumika silnik ryczy dumnie jak dzikie zwierze, które właśnie wyrwało się z jarzma. Nas to jednak trochę krępuje, nie wspominając już o tym, że takie natężenie hałasu przeszkadza nie tylko w konwersacji. Kontynuowanie podróży w takich warunkach nie wchodzi w grę. Samochód ląduje u mechanika, który spawa układ wydechowy, a my w przyjemnym, 110-letnim hotelu Corona. Gdyby ktoś planował tutaj postój, to z czystym sumieniem mogę hotel polecić. Pokoje są czyste, przestronne i klimatyzowane. Niestety tanio nie jest, cena za dwójkę to 13900 FT (ok. 200 zł), ale tym razem nocleg funduje nam ubezpieczyciel. Widok z okien rano będzie piękny! Jó éjszakát!

Czwartek, czyli witamy w Rumunii (Satu Mare / Sathmar i Săpânţa)

Przygoda węgierska sprawiła, że środowy plan nie został wykonany. Noclegu miałem szukać dopiero w Satu Mare. Stało się inaczej, ale w końcu mamy urlop, więc nie będę się przejmować jakimś planem, a dzięki awarii mieliśmy spacer po Nyíregyháza gratis. Rumunia przecież nie ucieknie! Robię kilka zdjęć na rynku (tak mi się w każdym razie wydaje), wsiadamy do samochodu i ruszamy.

Dojeżdżamy do granicy, żegnamy Węgry i witamy Rumunię. Celnicy nie interesują się specjalnie naszymi paszportami i każą jechać dalej. Cel naszej podróży jest wprawdzie w UE, ale nie jest jeszcze w strefie Schengen (to co innego), w związku z tym teoretycznie na granicy obowiązują nas paszporty, ale widać praktycznie nie ma to już wielkiego znaczenia. Na pierwszej lepszej stacji kupujemy winietę na miesiąc za 30 lei (30 zł).

Nyíregyháza (Węgry)Nyíregyháza (Węgry)

Satu Mare / Sathmar

Satu Mare / Satmar (Rumunia)Hotel Dacia, Satu Mare (Rumunia)
Hotel Dacia, Satu Mare (Rumunia)Satu Mare / Satmar (Rumunia)

Od granicy do Satu Mare prowadzi główna droga, więc właściwie nie da się pobłądzić. Bez większych problemów trafiam do centrum i parkuję w jakiejś bocznej ulicy. Czas na rekonesans. Dochodzimy na tak zwany Szatmarski Manhattan, gdzie wybrawszy gotówkę z bankomatu, pierwsze leje wydaję na lody. Kierujemy się w stronę Placu Wolności (Piaţa Libertăţii), a po drodze wstępujemy do sklepu, żeby kupić jakieś napoje chłodzące. Na Placu Wolności jest przyjemny park, gdzie spędzamy chwilę na ławeczce przy fontannie. Spacerujemy, oglądamy kościół, a następnie wchodzimy na Wieżę Strażacką, skąd roztacza się widok na całe miasto.

W zasadzie w planie miałem trochę bardziej szczegółowe zwiedzanie, ale było gorąco i w drodze negocjacji z moją poddenerwowaną drugą połową udało mi się uzyskać tylko tyle. Reszta musi zaczekać do kolejnych odwiedzin. Więcej o Satu Mare w naszym kolejnym libertasowym przewodniku:

Satu Mare / Sathmar (Rumunia) - przewodnik

Satu Mare / Satmar (Rumunia)Katedra św. Piotra i Pawła, Satu Mare (Rumunia)Wieża Strażacka / Turnul Pompierilor, Satu Mare (Rumunia)Jeremi i Maja na Wieży StrażackiejSatu Mare / Satmar (Rumunia)Satu Mare / Satmar (Rumunia)

Po zaledwie 2–3 godzinach opuszczamy Satu Mare i kierujemy się dalej na wschód, w stronę Săpânţy. Po drodze zastanawiam się, czy szukać noclegu dopiero tam, czy może bezpieczniej zatrzymać się gdzieś wcześniej, a wizytę na Wesołym Cmentarzu zaplanować sobie na poranek. Znajduję nawet jeden całkiem przyjemny pensjonat na wzgórzu za Livadą (pokój dla 2 osób – 70lei, dla 6 osób – 150 lei), ale jest jeszcze dość wcześnie i ostatecznie uznaję, że byłoby to jednak marnotrawstwo.

Rumunia z okna samochodu

Săpânţa

Rumunia z okna samochoduRumunia z okna samochoduCzłowiek na sianie (Rumunia)Wesoły Cmentarz / Cimitirul Vesel, Săpânţa (Rumunia)Wesoły Cmentarz / Cimitirul Vesel, Săpânţa (Rumunia)
Wesoły Cmentarz / Cimitirul Vesel, Săpânţa (Rumunia)Wesoły Cmentarz / Cimitirul Vesel, Săpânţa (Rumunia)Wesoły Cmentarz / Cimitirul Vesel, Săpânţa (Rumunia)Maja

Do Săpânţy dojeżdżamy niedługo przed zachodem słońca. Dopytuję na migi jakichś starowinek jak trafić na Wesoły Cmentarz i dość sprawnie odnajduję dzisiejszy cel naszej podróży.

Jeremi i MajaJeremi, Witek i Maja

Wesoły Cmentarz jest naprawdę wesoły i diametralnie różny od naszych poważnych cmentarzy. Zamiast czerni i szarości jest błękit, zamiast powagi i smutku – wesołe malunki i uśmiechnięci turyści. Do tego dochodzą jeszcze często zabawne, cięte epitafia, których niestety nie jestem w stanie odczytać, bo językiem rumuńskim nie władam (zresztą zrozumienie części z nich sprawia trudności nawet Rumunom). Czytałem o nich jeszcze przed wyjazdem, więc mam jakieś mgliste pojęcie. Oto przykład takiego podpisu: Tu leży moja teściowa, gdyby pożyła rok dłużej, leżałbym tu ja.

Săpânţa (Rumunia)Cerkiew, Săpânţa (Rumunia)

Miejsce robi na mnie duże wrażenie, a jest przy tym skromne, nie ma w sobie nic z tytanicznych projektów w rodzaju Szatmarskiego Manhattanu. Dzięki tym prostym, naiwnym malowidłom nagrobki stają się nam jakieś takie bliższe, a ludzie jakby bardziej konkretni. Przestają być już tylko nazwiskami opisanymi dwiema granicznymi datami: urodzin i śmierci. Zaczynają być ludźmi z krwi i kości, lubiącymi sobie wypić, doświadczonymi przez los, pracującymi przy maszynie tkackiej albo w tartaku. Wesoły Cmentarz to wyjątkowy pomnik wystawiony zwykłym ludziom, którzy dzięki temu miejscu w pewien sposób dalej są między nami.

Săpânţa (Rumunia)Jeremi i koleżanka

Przy wejściu na cmentarz jest budka, gdzie można kupić widokówki. Pytam dziewczynę w środku, czy może mi polecić jakiś pensjonat. Oczywiście! A nawet zaraz zadzwoni, żeby sprawdzić, czy są miejsca, żebyśmy nie jechali na darmo. Co prawda w pierwszym wszystkie miejsca okazują się być zajęte, ale dziewczyna mówi, żebym się nie martwił i rzeczywiście, w ciągu góra pięciu minut organizuje nam nocleg w innym miejscu.

W czasie gdy przekonuję się o bardzo miłym usposobieniu kolejnej Rumunki, Jeremi – mocno uodporniony na wszelkie bariery językowe – nawiązuje kontakt z jakąś małą blond dziewczynką. Słusznie! Gdzie jak nie na cmentarzu lepiej zdajemy sobie sprawę z tego, że życie jest krótkie. Nie ma co tracić czasu!

Jeremi i koleżankaJeremi i koleżanka
Jeremi i koleżanka

Zostawiamy rzeczy w naszym pokoju i jedziemy na obiadokolację do pensjonatu, w którym zabrakło dla nas miejsca. To zaledwie 3 km, a jedziemy chyba z 20 minut, bo droga jest dziurawa jak ser szwajcarski. Właściwie trudno nawet mówić o dziurawej drodze, to raczej dziury z niewielką ilością czegoś podobnego do drogi pomiędzy. Z prędkością nieprzekraczającą 10 km/h dowlekam się na miejsce. Săpânţa okazuje się być mniejsza, niż przypuszczałem. Na miejscu czeka na nas blond-koleżanka Jeremiego! Wtrącę jeszcze tylko, że jedzenie było pyszne i tanie (za obiad dla czterech osób zapłaciłem 80 zł), a przez ciemności przedzierały się do nas miłe dźwięki jakiegoś małego wodospadu. W tych romantycznych okolicznościach Jeremi w bardzo dziwny sposób zabawiał się ze swoją blondyneczką, albo raczej ona zabawiała się z nim. Tak czy owak, dzień należy uznać za bardzo udanych. Wracamy do naszego pensjonatu i idziemy spać. Noapte bună.

Komiksy

Ostatni taniecSłaba płećAleż te dzisiejsze dziewczyny są szybkie!

Piątek, czyli odwiedzamy klasztor w Bârsanie

Pierwsza noc w Rumunii minęła bardzo przyjemnie. Łóżka były wygodne, wypite na werandzie piwo bardzo smaczne, a dzieci zasnęły bardzo szybko. Dla porządku dodam, że spaliśmy w bardzo przyjemnym, drewnianym pensjonacie Miuta, a noc w czteroosobowym pokoju kosztowała 80 lei, czyli 80 zł.

Wszystkich, którzy chcieliby się dowiedzieć czegoś więcej o Wesołym Cmentarzu w Sapancie, odsyłam do internetowego przewodnika:

Săpânţa - Wesoły cmentarz (Rumunia) - przewodnik

Pensjonat Miuta, Săpânţa (Rumunia)Jeremi o poranku
Pensjonat Miuta, Săpânţa (Rumunia)MajaBabcia i WnuczkaArbuzy

Bârsana

Bârsana (Rumunia)Cerkiew Ofiarowania Maryi w Świątyni, Bârsana (Rumunia)Cerkiew Dwunastu Apostołów, Bârsana (Rumunia)Prawosławny kompleks klasztorny, Bârsana (Rumunia)

Kontynuujemy naszą podróż przez Marmarosz (rum. Maramureş), niestety zatrzymujemy się rzadko, więc niedosyt mam spory. Chyba będę musiał tu wrócić, gdy Jeremi dorośnie i poświęcić całe trzy tygodnie tylko na Marmarosz i Bukowinę. A tymczasem kolejny przystanek – Bârsana – wioska w dolinie Izy, w której stoi stary, malutki kościółek oraz nowy, piękny klasztor.

Zbudowana w 1720 roku drewniana cerkiew Ofiarowania Maryi w Świątyni jest naprawdę malutka i niepozorna. Stoi na wzgórzu otoczona sadem, ukryta tak, że niełatwo ją znaleźć, pomimo że w 1999 roku została wpisana na listę UNESCO. Klasztor w Bârsanie wpisu na listę się nie doczekał, bo jest jeszcze bardzo młody (został zbudowany dopiero w roku 1994), ale za to nie da się go przegapić, bo przy drodze rzuca się w oczy duży parking. Zresztą grzechem by było, przejeżdżając tędy, klasztoru nie odwiedzić. Jest co prawda nowy, ale wybudowano go zgodnie z najlepszymi tradycjami regionu. Aż chciałoby się tu na kilka dni zamieszkać.

Cerkiew Ofiarowania Maryi w Świątyni, Bârsana (Rumunia)
Prawosławny kompleks klasztorny, Bârsana (Rumunia)Prawosławny kompleks klasztorny, Bârsana (Rumunia)Maja, Witek i JeremiMaja
Klasztorne muzeum etnograficzne, Bârsana (Rumunia)Marmarosz / Maramuresz (Rumunia)

Więcej zdjęć i informacji o Bârsanie znajdziecie oczywiście w naszym przewoniku:

Bârsana, Marmarosz / Maramureş (Rumunia) - przewodnik

Jedziemy dalej na wschód, pokonujemy położoną na wysokości 1416 m n.p.m. przełęcz Przysłop (rum. Pasul Prislop) i wjeżdżamy tym samym na Bukowinę. Tutaj w planie mam zwiedzanie bukowińskich klasztorów obronnych ze słynnymi na cały świat malowanymi cerkwiami, ale to jutro, dzisiaj muszę jeszcze znaleźć nocleg. Pytam po drodze w kilku miejscach, ale warunki nas nie satysfakcjonują. Rozważam już rozbicie namiotu na kempingu, na który mam namiary, ale niestety nie udaje mi się go zlokalizować. W końcu praktycznie po ciemku ląduję w jakimś niezidentyfikowanym pensjonacie. Pokój jest niewielki (śpimy z Jeremim na dużym łóżku, a Maja na wersalce) i nie tak przyjemny, jak ten w Sapancie, ale cena umiarkowana, a pora zniechęca nas do dalszych poszukiwań. Noapte bună.

Marmarosz / Maramuresz (Rumunia)Marmarosz / Maramuresz (Rumunia)Marmarosz / Maramuresz (Rumunia)Obóz cygański

Rumunia 2009:

Rumunia 2010, część I – Satu Mare, Săpânţa i Bârsana (59 zdjęć)

Rumunia 2010, część II – malowane cerkwie Bukowiny (55 zdjęć)

Rumunia 2010, część III – Jedziemy nad morze (51 zdjęć)

Rumunia 2010, część IV – Vama Veche (43 zdjęcia)

Rumunia 2010, część V – Vama Veche po raz ostatni (37 zdjęć)

Rumunia 2010, część VI – Braszów (33 zdjęcia)

Rumunia 2010, część VII – Curtea de Argeş i Szosa Transfogaraska (37 zdjęć)

Rumunia 2010, część VIII – Sybin i Hunedoara (38 zdjęć)

Rumunia 2010, część IX – Hunedoara i Jaskinia Niedźwiedzia (25 zdjęć)


Notice: Undefined index: STATrad in /home/kriton/domains/obywatel.libertas.pl/public_html/obywatel.php on line 115
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.