Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Sezon rozkręca się powoli. Nastawiamy się wprawdzie na niskie temperatury, ale w mieście śniegu nie ma, więc biel na mocno nasłonecznionej polanie trochę nas zaskakuje. Na szczęście słoneczka jest jednak więcej z każdym dniem i wspinanie jest coraz przyjemniejsze. Zresztą po grudniowo-styczniowych wyjazdach jesteśmy zaprawieni. Pewnego pięknego, słonecznego, marcowego już dnia, grupa wspinaczy przechodzi obok nas i dotykając skały, kręci nosem, że trochę mokra. My na tę samą skałę patrzymy z zadowoleniem, bo nie ma ani śladu lodu, a Kasia jest przeszczęśliwa, bo w połowie drogi czuje jeszcze palce!
W lutym i w marcu byliśmy na skałach kilka razy, ale ciągle nie udało nam się poprowadzić czysto Prawej pilchówki... Brakuje już tylko wytrzymałości, technicznie każdy problem umiemy rozwiązać, trzeba to teraz tylko zrobić w ciągu, bez odpoczynków i będzie RP! Za to sukcesy odnosi Piotrek, który szybko nas goni! Właśnie zrobił swoją życiówkę: Nieistotne warianty (VI+) RP.
No i to by było na tyle zimowego wspinania! Następnym razem, kiedy pojedziemy, będzie już wiosna!