Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Jakiś taki biedny ten nasz wspinaczkowy lipiec, ale nie ma co narzekać, zwłaszcza że i jakieś małe sukcesy się przypałętały. Pierwszy na Aptece. Powiedzmy, że sukces, bo poprowadzenie drogi po ponad roku prób, to trochę jednak też porażka. Jakoś ciągle miałem opory, przewędkowałem ją już pewnie kilkanaście razy i nigdy nie udało mi się tego zrobić czysto, ale uznałem, że najwyższy czas przynajmniej spróbować to poprowadzić. No i udało się! Popełniłem masę błędów, ale na szczęście chyba byłem w dobrej formie i miałem zapas sił, bo mimo wszystko wszedłem! Ścianka Aptekarzy (VI) RP. Teraz kolej Kasi.
Tydzień temu po raz pierwszy wstawiłem się w tę drogę, licząc na OS-a. Niewiele mi zabrakło, tym bardziej nie dawało mi to spokoju. Trzeba było więc powalczyć jeszcze raz. Oczywiście znowu zapomniałem co i jak, i popełniłem te same błędy, przez co zabrakło mi sił. Nie ma głupich! Nie będę czekał kolejnego miesiąca, aż mój Alzheimer znowu wykręci mi taki numer! Wypinam ekspresy, odpoczywam, ruszam po raz trzeci i jest! Prozak życia (VI) RP.
Walczymy. Najpierw standardowa rozgrzewka, potem dla przypomnienia Przez zegar. Widać, że jednak zrobiliśmy postępy, oboje robimy ją czysto, chyba nawet dwa razy z rzędu i wcale jakoś bardzo nas to nie męczy. Robi się gorąco, czas na drogi, które sobie właśnie na taką okazję zostawialiśmy. Czas na coś małego, a sprawiającego radość. Pomyślmy... No, nie poszło to łatwo, kilka razy ogłaszam, że zaraz polecę, ale nie poleciałem. Mała rzecz, a cieszy (VI) OS. Wiatr rozwiewa mi brodę, ale ucieszenie pozostaje!