Kronikarskie ciągoty odziedziczyłem najwyraźniej po tacie, z wiekiem doszła potrzeba pamięci i może naiwna próba jej ocalenia. Zapisana światłem pamięć o mojej rodzinie sięga roku 1934 roku. Zapraszam...
Pamiętam, jak nasza wychowawczyni, pani Danuta Jarosz, na jednej z pierwszych lekcji ostrzegała, że cztery lata liceum zlecą tak, jak z bicza strzelił i ani się nie obejrzymy, a zobaczymy się na spotkaniu 20 lat po maturze. Kurcze... Miała rację! Nie wiem tylko, jak to się stało, bo przecież 20 lat to jednak szmat czasu. Ale może to tylko taka nasza ludzka perspektywa...
Tym razem spotkaliśmy się w knajpie o elektrycznej nazwie „Pod napięciem”. Schodziliśmy się powoli, a powitaniom nie było końca... Cztery lata zasiadania w tych samych ławach potrafi jednak zostawić w człowieku głęboki ślad. Nie ze wszystkimi w szkole utrzymuje się przecież jakieś bliższe kontakty, niektórych tylko mija się na korytarzach, z niektórymi ma nawet jakieś zatargi! A tu 20 lat później człowiek się cieszy praktycznie na widok każdej znajomej twarzy!
Ustawiamy się do pamiątkowej fotografii! Próbujemy w miarę możliwości odtworzyć konfigurację ze zdjęcia grupowego zrobionego na początku klasy maturalnej. Niestety nie wszystkim udało się dotrzeć, więc są braki, ale myślę, że jak na dwadzieścia lat po maturze – nie jest źle! Wynik? 21/35! A że na spotkaniu była moja ulubiona nauczycielka matematyki – pani Beata Jaroń-Wróbel – to pochwalę się, że potrafię jeszcze liczyć i było nas dokładnie 3/5, czyli równe 60% stanu oryginalnego!
No właśnie, nasi drodzy nauczyciele – przecież między innymi to właśnie dzięki temu wyjątkowemu gronu mamy z liceum tak dobre wspomnienia! Nasze skromne spotkanie swoją obecnością zaszczyciły panie: Danuta Jarosz, Beata Jaroń-Wróbel, Zuzanna Lopatta, Danuta Absalon, Maria Ławniczek oraz Aldona Murańska. Jak się okazało, nie tylko my tak miło wspominamy nasz nieistniejący już Ekonomik...
Z zainteresowaniem przysłuchiwałem się, jak Pani Danuta Absalon opowiadała o życiu, które toczyło się w pokoju nauczycielskim. Podobno było tam tak wesoło, że większość nauczycieli prowadząc lekcje, nie mogło się doczekać dzwonka i powrotu swojego grona! Ekonomik już nie istnieje, a niektórzy nasi pedagodzy pracują teraz w innych placówkach, ale do dziś z sentymentem wspominają tę naszą wspólną szkołę.
Później przyszedł czas na zabawy, tym ciekawsze, że odważyły się wziąć w nich udział również nasze nauczycielki. Zasady były proste, należało odgadnąć, czyje nazwisko nosi się na czole, zadając swojemu rywalowi proste pytania typu tak/nie. Oczywiście kto wygrywał, było sprawą drugo- a nawet trzeciorzędną, ale zabawa była przednia i często przerywana wybuchami śmiechu...
Były pamiątkowe zdjęcia z naszymi drogimi nauczycielami, były tańce, choć jak na nasze możliwości raczej dość skromne, było bardzo dużo sympatycznych rozmów w różnych konfiguracjach, a na koniec nawet ognisko i śpiewy przy gitarze!
Nie pamiętam już, o której godzinie zakończyła się oficjalna część spotkania. Na pewno za wcześnie, bo nie tylko ja odniosłem wrażenie, że atmosfera była ciepła, a wręcz serdeczna i wszyscy spędzili wieczór bardzo miło. Towarzystwo się jednak przerzedzało i powoli trzeba było pomyśleć o ewakuacji...
Ewakuacja przebiegała dość chaotycznie i szybko okazało się, że mamy bardzo poważne problemy z wymyśleniem jakiegoś spójnego planu. Ostatecznie część klasy została na dyskotece, a część skorzystała z zaproszenia Kasi...
Wyszła z tego całkiem sympatyczna domówka w starym stylu, tylko może trochę bardziej wspomnieniowa. Siedzieliśmy, gadaliśmy... A jakże, wspominaliśmy! Wojtek miał ze sobą jakieś stare zeszyty, stare kartkówki... No cóż, jak to śpiewał Kazik, te czasy już się nie powtórzą, ale bardzo przyjemnie się do nich wraca, choćby raz na 5 lat...